poniedziałek, 21 stycznia 2013

Adventure 43

       Błysk fleszy oślepiał mnie coraz bardziej każdego dnia. Na planie zdjęciowym było chyba pięciu fotografów. Każdy robił mi zdjęcia.
       -Przestańcie! - krzyknęłam i wybiegłam na korytarz.
       Okazało się, że to było tylne wyjście z budynku. Na moje nieszczęście miałam na sobie kostium kąpielowy a na zewnątrz było 0 stopni. Szybko weszłam do środka. Wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli.
       -No co? - powiedziałam jakby nigdy nic.
       Tym razem wyszłam dobrymi drzwiami. Tam stał Kevin.
       -Słońce co się stało? - zapytał ciepło mnie przytulając.
       -Nic. - powiedziałam odpychając go.
       Podreptałam do garderoby. Tak siedziała Caroline z innymi pracownikami pijąc kawę.
       -Caroline choć! - powiedziałam i poszłam do łazienki.
       Po chwili byłyśmy już tam razem.
       -Nie chcę już być sławna. - powiedziałam.
       -Dlaczego? - spytała z niedowierzaniem.
       -Nie mogę nic zrobić. Zajść w ciąże, iść do sklepu, nic! - powiedziałam zdołowana.
       -Ja Ci zazdroszczę. - powiedziała nieśmiało.
       -Jeśli masz talent to mogę Ci załatwić to samo. Ale ja tego nie chce. - jęknęłam
       Wyszłam z łazienki. Zobaczyłam Kevina.
       -Zwalniam Cie. - powiedziałam i poszłam się przebrać i zmyć makijaż.
       Nikt do końca nie wiedział co się stało. No może oprócz mnie i Caroline. To mogła być zła decyzja. Jednak już ją podjęłam.
       Przebrałam się w to. Naszyjnik dał mi Louis. Właśnie. Postanowiłam do niego zadzwonić.
       -Oszalałaś?! - krzyknął.
       -Nie. Podjęłam słuszną decyzje. Przynajmniej teraz będę mogła wychować w spokoju tego niewdzięcznego bachora. - powiedziałam z wyrzutem.
       -Nie nazywaj tak Tommiego. - powiedział złowrogo.
       -Albo Juli. - powiedziałam.
       -Jakkolwiek. - westchnął.
       Umówiliśmy się, że nie usunę ciąży jeśli będę mogła nazwać córkę.
       -Ej. - jęknęłam oburzona.
       -Przepraszam. Może masz racje. Będę w domu jutro rano. Porozmawiamy. - powiedział spokojniejszym tonem.
       Podjechałam pod dom. Nikogo w nim nie było. Ale teraz będę w nim już zawsze ja. Często sama.
*****
       Następnego dnia przyjechał Louis. Podbiegł do mnie i mnie przytulił. Później nasze usta złączyły się w długim pocałunku.
       -Musimy pogadać. - powiedział kiedy w końcu mnie puścił.
       -Wiem. - westchnęłam.
       Weszliśmy do domu. W środku była niespokojna cisza.
       -Gdy opowiedziałem o wszystkim Paulowi nie był szczęśliwy i powiedział, że musisz zniknąć. - powiedział poważne Louis.
       -Chyba go pogięło. - zaśmiałam się.
       -Chciałbym. Ale on mówił poważnie. - powiedział smutno.
       Do jego oczu zaczęły napływać łzy. Mówił śmiertelnie poważnie.
       -Musze? - zapytałam przerażona.
       -Choćby zaraz. - powiedział odwracając twarz.
       -A co jeśli nie? - zapytałam.
       Rzucił mi pełne łez spojrzenie.
       -Zrobią WSZYSTKO żebyś nie urodziła tego dziecka. - wyszedł z pokoju.
       Zaczęłam się pakować ale nie wzięłam wszystkiego. Zauważyłam, że mam naprawdę dużo rzeczy. No cóż. Może Louis mi je wyśle.
       -Zawieź mnie na lotnisko. Na to prywatne. Lece sama. - powiedziałam i wyszłam z domu trzymając wielkie pudło rzeczy.
       -Wezmę za ciebie to pudło. - powiedział wyrywając mi je z ręki.
       Po chwili byliśmy już na lotnisku. Postanowiłam lecieć do Polski. Mój tata pomoże mi z tym... Problemem? Jeśli tak można nazwać dziecko.
****************************
Ktoś to w ogóle czyta? Ktoś bierze udział w konkursie? Byłoby fajnie. Na razie nie dostałam żadnych zgłoszeń. Ale zawsze mogę odwołać konkurs. Jeśli nikt się nie zgłosi. Bo po co mam to ciągnąć? A i Lirry ma szlaban na kompa i nie będzie mógł teraz pisać. :(

2 komentarze: