sobota, 21 grudnia 2013

Chapter 10 PART 4

        Usłyszałam donośne pukanie do drzwi. Spojrzałam zza książki. Czytałam właśnie INFERNO Dana Browna.
        Pukanie powtórzyło się.
        Westchnęłam z niechęcią i podniosłam się z krzesła. Byłam sama w domu. Musiałam otworzyć.
        Babcia umarła kilka miesięcy temu. Tata i Florence pojechali gdzieś rano, zanim wstałam do szkoły. Zostawili mi jedynie kartkę.
        Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam mojego tatę. Był zdyszany. Jego ubranie były poszarpane i ubłocone.
        Wszedł do środka jak gdyby nigdy nic.
        - A gdzie Florence? - zapytałam.
        Nie otrzymałam odpowiedzi.
        Nagle rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Ojciec próbował mnie zatrzymać, jednak drzwi stały już otworem.
        Stał w nich jakiś facet.
        Mężczyzna był dość.... Dojrzały. Miał siwą kozią bródkę i afro na głowie. Przypominał trochę alfonsa, w dodatku był otoczony facetami w garniturach.
        Każdy z nich miał fioletową muszkę, więc kto wie, jaki jest zawód tego faceta.
        -Przyszedłem po córkę. - powiedział uśmiechając się szeroko.
        -Tu nie ma twojej córki, Rich. - powiedział mój ojciec.
        A więc on zna tego gostka? Czy tylko mnie nie śmieszy zbieżność tej sytuacji? Ten facet wygląda jak alfons, a mój tata go zna?
        Zabawne tylko dla zboków.
        Obcy wybuchnął śmiechem. Kilka razy próbował coś powiedzieć, jednak za bardzo się śmiał.
        - Nie mówię o Florence. Wiem co się stało. - powiedział w końcu. - Ja tu przyszedłem po twoją córkę.
        Poczułam przeszywający mnie chłód. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili padłam bez życia na ziemie.
***
        Straszne bolała mnie głowa. Miałam mroczki przed oczami. Dopiero po chwili zrozumiałam co się stało. Cu ja umarłam?
        Nie. Czyściec na pewno nie wyglądał jak wnętrze bagażnika jadącego samochodu.
        Byłam skrepowana liną. Na usta miałam przylepioną taśmę.

czwartek, 21 listopada 2013

Przepraszam. Znowu.

Adventure 60 PART1


        Z nikim nie rozmawiałam. Nikogo o nic nie pytałam. Nie było o co.
        Wiem, wiem. "Biedna mała dziewczynka. Ojojojojoj." Za bardzo się nad sobą użalam. Ale... Jestem rozpieszczonym bachorem, który zawsze dostaje to, co chcę. Prawie wygrałam X-Factor. To było przewidywalne. Romansowałam z Harrym i z Louisem. Nieprawdopodobne. Było. Oklepane. Nikt mnie nie hate-ował. Zadziwiająco proste. Zostałam sławna bez żadnych przeszkód. Sama się zdziwiłam, ale milczałam, bo mi to pasowało. Urodziłam zdrowych bliźniaków. Bliźniaków. Dzieci Louisa Tomlinsona. Na serio? Czy to nie zbyt piękne?
        Przyśnił mi się dziwny sen, w którym Louis mnie zdradził. Wtedy to był sen. Teraz to rzeczywistość. Rzeczywistość bywa okrutna. Zawsze była. Jednak ja odczułam to dopiero teraz. Spadł na mnie obowiązek zajmowania się dwójką dzieci. Nie mam pracy, bo zrezygnowałam z niej dla Louisa, który mnie teraz zdradził. Z Eleanor. Jego byłą! Ja i Harry przestaliśmy się dogadywać. Straciłam przyjaciela. Merry i Liam zerwali. Moja bajka zaczęła się sypać. Jedyne co mi zostało, to mój głos. Jednak do niego nie przytulę się w zimną noc.
         Szybko wytarłam łzę spływającą mi po policzku. Siedział na kanapie w salonie Harry'ego. Pokój był stylowo urządzony. Podłoga była obłożona szarym drewnem. Ściany były limonkowe. Wisiały na nich różne zdjęcia, plakaty i platynowe płyty. Meble były śnieżno białe. Szafki, fotele, dywanik, stolik na kawę itd.
         Mój telefon zaczął zdzwonić. Nie miałam ochoty odbierać. Nie ważne kto to był. Ta osoba prawdopodobnie chce mnie pocieszyć, albo ubłagać, żebym do niej wróciła. Starałam się nie zwracać uwagi na telefon. Nawet na niego nie patrzeć, bo bałam się, że mnie skusi i odbiorę.
         Pewnie niektórzy z was pomyśleli "Suzan, nie możesz się poddać. Musisz rozmawiać z innymi.", ale jeśli tak pomyślałeś, to się mylisz. Mogę. Właśnie to robię. Siedzie zwinięta w kłębek. W willi Harry'ego. W Kalifornii. Harry pozwolił mi tu przez chwilę pomieszkać samej. Żebym się otrząsnęła. Jednak to nie przynosi zamierzonego efektu. Z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Może dlatego, że dopiero teraz do mnie dociera, że już nigdy nie pocałuję Louisa. Że Tommy i Nancy nie będą miały ojca na pełny etat. Że będziemy musieli się rozwieść.
         Może tak musiało się stać. Po prostu to wszystko potoczyło się zbyt szybko. Zbyt szybko Louis i Eleanor zerwali. Zbyt szybko zakochałam się w chłopaku z moich wspomnień. Nie powinniśmy tak szybko się zaręczyć, mieć dzieci i się pobrać. Nie tak szybko!
         Pamiętam ile szans na szczęśliwe życie straciła dla Lou. Mogłam dalej być piosenkarką. Mogłam być z Harrym. Wtedy to wyglądałoby inaczej. A przynajmniej nie siedziałabym teraz sama, załamana w willi w zachodniej części ameryki.
         W takim razie co?

poniedziałek, 30 września 2013

Chapter 10 PART 3 (Elizabeth Roxanne Grace Maria Alecia McHara)

        Szybko wyskoczyłam z łóżka, choć wiedziałam, że się spóźnię na lekcje. Szybko narzuciłam na siebie dres i popędziłam do szkoły bez śniadania, bo nie zdążyłabym na autobus. Byłam szybka niczym wiatr. Tego nauczyła mnie ta gorsza część osiedla. Choć nie wiem czy ona taka gorsza. O wiele więcej się tam nauczyłam.
        Choć i tak wiem nie wiele. Na przykład o przyjaźni z jakąkolwiek dziewczyną. Albo o byciu dziewczyną. Cały swój czas poświęcam na graniu w piłkę nożną na zniszczonym boisku z starszymi chłopakami. Ostatnio Michael obiecał mi, że nauczy mnie grać na gitarze.
        Na przystanku był tylko Potter. Stał wgapiając się w telefon. Pewnie pisał z jego nową dziewczyną. Nie wnikałam w to jak się nazywa. Każda się do niego lepiła odkąd jego włosy zaczęły się kręcić.
        Nagle przez ulicę przebiegła jakaś dziewczyna. Niziutka jak na swój wiek blondynka. Zapewne móżdżek miała tak samo mały, skoro przebiegła przez ruchliwą ulicę. Rzuciła się Potterowi na szyję. Prawię się wywalił, jednak dziewczynę interesowały tylko jego usta. Myślałam, że się porzygam.
        -A ty co się gapisz? - zapytała mnie, na co szybko odwróciłam głowę. Potter milczał.
        Do szkoły spóźniłam się. Jak zwykle. No i znów powtórka z "Jesteś nieodpowiedzialna! Nie możesz sobie przychodzić do szkoły kiedy chcesz". Nie lubiłam przychodzić do tej głupiej szkoły. Nigdy nie uważałam na lekcjach. Nawet W-F miałam gdzieś, choć tylko piłka była mi w głowie. Obojętnie do czego, tylko nie do siatkówki.
         Po lekcjach nigdy nie wracałam od razu do domu, jak każda 9-latka. Biegłam na boisko gdzie zawsze był Michael i Scott. Byli starsi o trzy lata. Nie chodzili do szkoły. Po prostu im się nie chcę. A ja? Ja muszę. Jestem zawożona pod szkołę i pilnowana, czy na pewno weszłam. To się zaczęło od kiedy odstawiłam sukienki, w których byłam bezgranicznie zakochana.
         -Cześć młoda! Jak tam szkoła. - powiedział Scott przybijając mi piątkę.
         -Siema Scott. Cześć Michael. - powiedziała uśmiechając się promiennie.
         -Aż trudno uwierzyć, że taka nadziana, urocza dziewczynka przeszła na ciemną stronę mocy. - westchnął Michael odwzajemniając uśmiech. -Powinnaś dalej zadawać się z tym całym loczkiem. - zaśmiał się.
         -Jak chcesz. Ale dla mnie to zawsze będzie Potter. - dodałam uszczypliwie.
         -Jasne Ginny . - zaśmiał się Scott.
         Rzuciłam moją bluzę na ziemie obok plecaka i z całe siły kopnęłam piłkę prosto do bramki. Po chwili Scotter zrobił dokładnie to co ja, tylko do drugiej bramki.
         -O kurcze! - pisnęłam. -Muszę zmykać. Mam dziś lekcje gry na fortepianie. Beznadzieja. Normalnie wołam o pomstę do boga. - zaśmiałam się. -PA.
         -Narka.
         Szybko pobiegłam w stronę domu. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam Pottera. Szedł sam, więc na pewno będzie się do mnie przyznawał. Nie tak jak dziś przystankiem. Zawsze się na nim spotykaliśmy i śmialiśmy się razem. Wtedy nie traktował mnie jak natrętną smarkulę, tylko jak młodszą siostrę.
         -Cześć, panie Potter. - zaśmiałam się.
         -Cześć Sophie.
         -Czyżby mój ulubiony brat szedł do domu?
         -Tak. Co tam u ciebie?
         -Ojciec jeszcze bardziej mnie nienawidzi odkąd babcia zmarła. - westchnęłam przechodząc na jego stronę ulicy.
         -Tak mi przykro. - powiedział mocno mnie przytulając. -Przepraszam, że wtedy na przystanku nic nie powiedziałem, ale to w końcu moja nowa dziewczyna. A poza tym wiedziałem, że prędzej ty zrozumiesz, bo jesteś od niej mądrzejsza. - powiedział całując mnie w czubek głowy. -Moja biedna siostrzyczka.
         Szczerze, to czasem mi się nie podoba, że tylko siostrzyczka.

niedziela, 29 września 2013

Chapter 10 PART 2 (Elizabeth Roxanne Grace Maria Alecia McHara)

Króciutki bo to tylko zapoznanie z postacią.
*************************************************************************
       Moja babcia jest ostatnio strasznie chora i leży w szpitalu. Strasznie się o nią martwię, ale tata nie pozwala mi z nią przebywać. Musiałam znosić moją nową mamę, Florence. Nie lubiła mnie. Miała mnie totalnie w nosie. Ale zawsze mogłam od niej uciec do Marion.
       Dziś miał być mój pierwszy dzień w szkole. Poznam pierwsze dziewczynki w moim wieku! Nie tak jak wcześniej, ponieważ kiedyś miałam guwernantkę. Do szkoły odprowadzała mnie Florence.
       Wszyscy się na nią dziwnie patrzyli kiedy wchodziła do szkoły. Mężczyźni z zachwytem, kobiety z nienawiścią i zazdrością. Byłam pewna, że chodziło im o jej piękny i niezwykle drogi strój, który kupił jej mój tata. Tatuś bardzo dobrze zarabiał.
       -Widzisz to młoda? To jest oznaka wyższości. Może jeśli kiedyś, też będą tak na ciebie tak patrzeć. - powiedziała patrząc przed siebie. -Jeżeli wypiękniejesz.
       Florence złapała mnie za rękę i stanęła w tłumie. Wyróżniała się. Wszyscy byli ubrani w zimne kolory, a ona błyszczała żywą czerwienią. Trochę mi imponowała swoim stylem i klasą. Chciałabym być taka jak ona. Tylko miła.

sobota, 28 września 2013

Chapter 10 PART 1 (Elizabeth Roxanne Grace Maria Alecia McHara)

        -Tato!! - krzyknęłam na cały dom. -Tato!!
        Nikt mi nie odpowiadał. Tatuś pewnie znów bardzo ciężko pracuję. On tak się stara, ale chyba wolałabym, żeby się ze mną pobawił. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w samej pieluszce. Zaczęłam chichotać.
        Nie wiem co było w tym śmiesznego, ale nie mogłam opanować śmiechu. Czemu jestem w pieluszce i dlaczego oprócz niej nie mam nic na sobie.
        -Babciu! Babci! - krzyknęłam wesoło.
        W drzwiach mojego pokoiku stanęła babcia. Trzymała w rękach moje ubranko, które szybko na mnie założyła.
        -Choć kochanie. - powiedziała łapiąc mnie za rączkę. -Zrobiłam obiad. Twoje ulubione. Rosołek.
        Od kiedy to ja lubię rosół? Ale pomimo tęgo czułam niesamowite szczęście. W podskokach poszłam z babcią do kuchni.
        Stół był nakryty. Wszystko było na miejscu. Tylko nie było mojego tatusia. Czułam szczęście widząc, że wszystko jest poukładane. Wewnętrznie bardzo kochałam porządek.
        -Simon! Choć już! - powiedziała donośnie moja babcia.
        Po jakimś czasie w jadalni pojawił się na oko 32 letni mężczyzna. Był przygnębiony. Jego włosy siwiały. To był mój tatuś.
        -Choć tatusiu, zjemy razem. - powiedziałam podekscytowana. -Patrz jak tu czysto.
        On tylko spojrzał na mnie ze złością. Jakbym go upokorzyła. Poczułam się dotknięta. Zawsze tak na mnie patrzył. Ja tylko się do niego uśmiechnęłam, chwaląc się, że mam już wszystkie mleczaki.
        -Cholera. - powiedział patrząc na mnie z wrogością. -Ona musi być do niej taka podobna!!! Nie mogę na nią patrzeć! Ona mi zabrała Sophie! - krzyczał. -Zjem później.
        Zaczęłam płakać Za każdym razem to samo. To koło się nie kończy.
        -Tak bardzo chciałabym mieć mamę. Wszystkie koleżanki mają! Dlaczego ja nie mam? Co się stało z mamą? - zapytałam babcie przytulając się do niej.
        -Dowiesz się. Kiedyś się dowiesz. - odpowiedziała.
        -Idę do Marion. - powiedziałam odsuwając się.
        Wyszłam z domu i pobiegłam do małego domku na przeciwko. Mieszka w nim moja najlepsza przyjaciółka. Ma na imię Marion. Jest bardzo miła, a w jej ogródku rosną najlepsze maliny na świecie. Zapukałam do drzwi. Prawię od razu w drzwiach pojawiła się zgarbiona staruszka w fartuszku w kwiatki.
        -Witaj Marion. - powiedziałam obejmując ją.
        -Oh, Sophie. Co Ci się stało? - powiedziała ocierając moje łzy.
        -Tata znów mi powiedział, że zabiłam mamę. - powiedziałam. -Co to znaczy śmierć?
        -To nic przyjemnego kochanie. Nie musisz o tym wiedzieć w tym wieku.

środa, 25 września 2013

Chapter 10 [ZWIASTUN]

PART 1
        Wyszłam z domu i pobiegłam do małego domku na przeciwko. Mieszka w nim moja najlepsza przyjaciółka. Ma na imię Marion. Jest bardzo miła, a w jej ogródku rosną najlepsze maliny na świecie. Zapukałam do drzwi.
PART 2
        Wszyscy się na nią dziwnie patrzyli kiedy wchodziła do szkoły. Mężczyźni z zachwytem, kobiety z nienawiścią i zazdrością. Byłam pewna, że chodziło im o jej...
PART 3
        Szybko wyskoczyłam z łóżka, choć wiedziałam, że się spóźnię na lekcje. Szybko narzuciłam na siebie dres i popędziłam do szkoły bez śniadania, bo nie zdążyłabym na autobus. Byłam szybka niczym wiatr. Tego nauczyła mnie ta gorsza część osiedla. Choć nie wiem czy ona taka gorsza. O wiele więcej się tam nauczyłam.
        Choć i tak wiem nie wiele. Na przykład o przyjaźni z ...
PART 4
        Mężczyzna był dość.... Dojrzały. Miał siwą kozią bródkę i afro na głowie. Przypominał trochę alfonsa, w dodatku był otoczony facetami w garniturach. Każdy z nich miał fioletową muszkę, więc kto wie, jaki jest zawód tego faceta.
        -Przyszedłem po córkę. - powiedział uśmiechając się szeroko.
        -Tu nie ma twojej córki, Rich. - powiedział mój ojciec.
        A więc on zna tego gostka? Czy tylko mnie nie śmiesz zbieżność tej sytuacji? Ten facet wygląda jak alfons, a mój tata go zna? Zabawne tylko dla zboków. 
PART 5
        Byłam przemęczona. Dostawałam bardzo dużo ryżu na śniadanie, później nie dostawałam  nic oprócz wrzątku do picia. A mój ojciec? Nic! Jak nie reagował, tak nie reaguję. Zapomniał o mnie. Zajął się odbudowaniem swojej działalności. Muszę samodzielnie brnąć przez śnieg, czy chcę, czy nie chcę, a później lekcje. Powtarzam w kółko to samo. A po grze na pianinie nie czuję palców.
PART 6
        Starałam się wybiec z budynku jak najszybciej. Gdyby to było tylko takie proste. Samotnie wypatrywałam wyjścia. Nie miałam kogo się zapytać. Sprzątaczki chyba w ogóle ni mówiły po angielsku, a tylko one tu były. Ekipa Richa próbowała jak tylko mogła mnie wydostać. Moja śmierć byłaby dla niego ogromną stratą.
PART 7
        Głód. Odczuwałam tylko przeszywający głód. Nie było nikogo kto mógłby mi pomóc. Szpital w którym wylądowałam nie był zbyt luksusowy. Wiedziałam, że było w nim lodowato, jednak nie potrafiłam tego odczuć.
PART 8
        Wszystko stało się jasne. To nie był przypadek. Teraz wszystko pamiętam, bo skoro nie mam żadnych obrażeń neurologicznych, to oznacza, że nie ześwirowałam.

Przepraszam :( ~ Larry

piątek, 20 września 2013

Chapter 9

        Nie widzę w tym najmniejszego sensu. Po co mam niby iść spotkać się z jakimś gostkiem? Pewnie jest menadżerem. Może chcę, żebym była solistką, ale prawda jest taka, że ja nie potrafię śpiewać z maszyną. Z instrumentami nie czuję się taka samotna, ale to pudło, które wydaje z siebie muzykę mnie onieśmiela. Tak ja te dwieście osób na koncercie.
        Wyszłam z kabiny prysznicowej i założyłam mój mięciutki szlafrok. Usłyszałam pukanie do drzwi. Kto znowu? Jeśli Tom albo ktokolwiek z tej ferajny chce mnie prosić, żebym wróciła, to zatrzasnę mu drzwi przed oczami. No może Marth po prostu odmówię.
         Szybko zeszłam na dół. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam jakiegoś faceta. Był ubrany w koszule i dżinsy. Nigdy wcześniej go nie widziałam. A to nie był najlepszy moment na niezapowiedzianych gości, bo byłam w samym szlafroku.
         -Dzień dobry. Nazywam się Paul Higgins. A ty jesteś Elizabeth jak sądzę. Miło mi Cię poznać. - powiedział wyciągając w moją stronę rękę.
         -Dzień dobry. - powiedziała przez zęby. -Dlaczego pan przyjechał do mojego domu? Mieliśmy się spotkać w Modest o 11:30, a teraz jest 8:12. - powiedziałam patrząc na zegarek ścienny.
         -Eh, Harry był wolny tylko teraz, a wieczorem stwierdziłem, że warto go też przyprowadził. - wytłumaczył. -Na szczęście Georg podał mi twój adres. Powinien zaraz tu być.
         -Dobrze. A Harry? - zapytałam.
         Facet odsunął się i zza jego pleców wyłonił się Harry. Miał niezadowoloną minę. Czy powinnam się czegoś obawiać?
         -Cześć. - przywitał się na momencik się uśmiechając.
         -Skoro musimy czekać na mojego menadżera, to ja może pójdę się ubrać. - powiedziałam zaciskając pas szlafroka.
         -Dobrze. - westchnął Paul.
         Pobiegłam do mojego pokoju i ubrałam się w to. Kiedy byłam gotowa wróciłam do chłopaków. Nawet nie zorientowałam się, że założyłam koszulkę Toma, którą zabrałam mu bo była zbyt... Pedalska.
         -Jestem. - powiedziałam uśmiechając się do niech.
         Obydwoje wyglądali przez chwilę jakby mieli się zacząć śmiać. Nie rozumiałam dlaczego.
         -To jest męska bluzka. - powiedział Harry.
         -Wiem. Ale strasznie pedalska. - odpowiedziałam.
         -Mam koszulę w taki wzór. - powiedział a uśmiech zszedł z jego i jego (jak mniemam) menadżera  twarzy.
         -To lepiej ją przede mną chowaj bo ci zabiorę. -zaśmiałam się.
         Nagle do mojego domu wszedł George. -Przepraszam za spóźnienie. O co to całe zamieszanie?
         -Puka się. - mruknęłam pod nosem.
         -Więc... - zaczął Paul siadając na mojej kanapie gdy przeszliśmy do salonu. Wyciągnął z teczki jakąś kartkę. -Chciałbym wynegocjować, teoretycznie, Elizabeth. - to imię kuło mnie w uszy. Wiedziałam, że chodzi o mnie, ale czułam się jakby to nie było moje imię.
         -Słucham?
         -Na pewno słyszałaś już, że Modest płaciło Eleanor, za chodzenie z Louisem. - powiedział Paul lekko żartobliwie.
         -Nigdy nie obiło mi się to o uszy. Dlaczego? Może dlatego, że gdy byłam 12-letnią dziewczynką, to miałam ważniejsze sprawy niż uganianie się za One Direction. - powiedziałam śmiertelnie poważnie.
         -W każdym bądź razie jej nie płaciliśmy. - odpowiedział. -Ale to nie byłby najgorszy pomysł płacić za coś takiego tobie. - powiedział uśmiechając się do mnie.
        -Oszalałeś Paul? - zapytał George. -Ona jest wokalistką rockowego zespołu, a ten twój chłoptaś? On przyniesie nam wstyd. - powiedział ostro. -Gdyby to Elizabeth chciała z nim być, bo się jej podoba, to prawdopodobnie bym jej zabronił.
        -Naprawdę? - zapytał trochę zawstydzony Harry.
        -Widzisz! O tym właśnie mówię! A poza tym ona ma już chłopaka. Gitarzystę rockowego! -dzięki bogu, że George to powiedział. -Popowa laleczka Modest nie jest nam potrzebna do szczęścia.
        -Och, no cóż. Chciałem wam zaproponować po 20000 miesięcznie, ale skoro nie...
        -30000 dla mnie, dla Elizabeth i dla jej chłopaka. - powiedział stanowczo George.
        -Co? Ale może ja nie chcę udawać niczyjej dziewczyny jak jakaś nierządnica! - powiedziałam patrząc zdziwiona na mojego menadżera. -Za żadne skarby tego nie zrobię. - powiedziała do Higginsa.
        -A za 35000 tysięcy dla ciebie i po 30000 dla innych? To naprawdę wybije waż zespół w listach przebojów, a jakby co, to tobie pozwolimy zerwać z Harrym. - powiedział Paul podając mi kontrakt.
        Zaczęłam czytać jego treść. Było wolne miejsce na gaże i nazwiska, a cała reszta (nawet drobny druczek) była spoko. Gdyby nie fakt, że mam swoje poczucie godności podpisałabym to.
        -Na pardę George? Chcesz splamić nasz zespół dla 30000 miesięcznie? - zapytałam go patrząc mu w oczy.
        Menażer zabrał mi kontrakt, wypełnił luki i złożył swój podpis. Po kolei wszyscy się podpisali i stanęło na mnie. Co miałam zrobić?
        -Podpisujesz taki świstek raz na miesiąc i musisz po prostu udawać miłość z Harrym. To nie splami waszego zespołu, jeżeli na końcu powiesz, że tylko się nim bawiłaś. - powiedział Paul puszczając do mnie oko.
        Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem kartkę. Wszystko wydawało się okej. Wzięłam do ręki długopis i złożyłam swój podpis. Czułam się upokorzona. Ale jednak to tylko miesiąc. Prawda?
        -Dziękuję. Wiedziałem, że się zgodzisz. Kto wie. Może Harry na prawdę Ci się spodoba. - powiedział zadowolony z siebie Paul. -Jutro Harry o 12:00 przyjedzie po ciebie. Pojedziecie do ZSL LONDON ZOO. Umówiłem się tam z paparazzi na 12:30.
        -To to nie jest tak, że oni sami cię znajdują?
        -Czasami tak. - odpowiedział Harry. -A czasami menadżer ich umawia.
        -Mam pytanie. - zwróciłam się do Higginsa. -Dlaczego akurat ja?
        -Bo Directionerki myślą, że już jesteście razem. Jeszcze nie chcą Cię zrównać z ziemią, więc cie polubiły. - powiedział uśmiechając się promiennie. -Nie zepsuj tego.
        I po prostu wszyscy wyszli z mojego domu. Tylko Harry został. Dlaczego?
        -Nie idziesz z nimi? - zapytałam.
        -Nie. Kazali nam iść na spacer. Nasz na przeciwko park. - powiedział. -Umówił się tam z...
        -Paparazzi. - dokończyłam za niego. -A więc muszę się przebrać.
        Po piętnastu minutach zeszłam lekko umalowana i ubrana w to. Harry znów z kimś pisał.
        -Idziemy? - zapytał chowając telefon do kieszeni.
        -Jasne. - westchnęłam.
        Szłam przed siebie i patrzyłam do tyłu jak wstaję. To był błąd. Przyrżnęłam w coś głową. Co było dalej? Dobre pytanie. Nie mam bladego pojęcia. Ciemność.

Chapter 8

BRAK SZACUNKU!!
*************************************************************************
        Dziś jest bardzo pracowity dzień. O 7:30 wszyscy musieli być w studiu, które jest na drugim końcu miasta. Nikomu nie chciało się wstać, tłumaczyli sobie to tym, że jest weekend. Ale tak na prawdę, to nawet w środę nie chciałoby im się wstać.
        Tylko ja prawię bez problemu wstałam. Szybki prysznic, szybkie ubranie się, zjedzenie śniadanie w drodze było dla mnie rutyną. Martha, na przykład była mega niezorganizowana. Biegała po całym domu ze spodniami na wysokości kostek i myjąc zęby. Do tego popędzała mnie, żebym szybciej robiła kanapki.
        Nasi goście wczoraj wieczorem wrócili do domów. Nareszcie. Myślałam, że zaraz umrę. Musiałam robić więcej obiadów niż zazwyczaj. A chciałam dodać, że to ja kupuję składniki. Jak jakiś niewolnik. Dlatego ja też już dziś wracam do mojego przytulnego domku.
        -Pospieszcie się bo się spóźnimy! - krzyknęłam na cały dom. Z góry zbiegł gotowy Marion a za nim,Tom zakładający koszulkę. A gdzie nasza nowa parka? -MARTH! MICHAEL! RUSZCIE SIĘ!!!!
        Dałam gotowym chłopakom po kanapce i kawie z puszki, które wczoraj kupiłam dla nich w Starbucksie. Dla siebie kupiłam śmietankę do kawy w kartoniku i butelkę wody w spożywczaku. Śmietankę, bo bardzo dobrze nawilża gardło.
         -Idźcie już do samochodu. Zaraz przyjdziemy - powiedziałam do chłopaków i pobiegłam na górę. Martha właśnie wychodziła z łazienki. Była gotowa. -Leć do samochodu. - nakazałam jej.
         Michael wychodził ze swojego pokoju. Był totalnie w proszku. Ja chyba zaraz wybuchnę.
***
         Wreszcie dojechaliśmy do studia. Spóźniliśmy się o pół godziny i nie będę wytkała Michaela palcem, tłumacząc przez kogo. Szybko wbiegliśmy do budynku. Przy recepcji siedziała Jenny, tak jak zawsze.
         -Macie szczęście. Wasz menadżer stoi w korku. - powiedziała uśmiechając się promiennie.
         -Dzięki bogu. - westchnął Marion. -Mielibyśmy przechlapane.
         -Macie iść do sali nagraniowej. Tej z instrumentami. Nie wiem jak to się nazywa. - powiedziałam trochę przerażona.
         Tylko przytaknęłam i wsiadłam do windy. Zawsze oni zaczynali nagrywać, a ja w tym czasie ćwiczyłam. Miałam słuchawki na uszach i śpiewałam tekst z kartki. Dzięki temu było mniej powtórzeń i szybciej wracaliśmy do domów.
         Nasz menadżer zjawił się po godzinie. -Dobrze. Szybko łapcie za instrumenty. A ty Elizabeth szybko powtarzaj! - powiedział zdenerwowany. Tylko wtedy nazywał mnie Elizabeth.
***
         -No to co teraz? Idziemy na imprezę? - zapytała Marth.
         -Ja pasuję. Gardło mi pada. - westchnęłam zachrypniętym głosem.
         -To tym bardziej powinnaś sobie wypić ze dwa piwka. - powiedziała Martha.
         -Ale ja nie jestem pełnoletnia. - przypomniałam. 
         Powoli ich "Choć na impreze" doprowadzało mnie do szału. Co ja tam miałam niby robić? Niby tańczę, ale tylko w video diary. A w dodatku jakoś nie mam szczególnie ochoty, żeby jakiś nawalony jak stodoła koleś mnie podrywał. Tak jak ostatnio. Pojechałam metrem do domu. Byłam już zmęczona nimi i tym dniem.
         W domu jak zawsze weszłam na Twittera. Kolejni followersi i tweety do mnie. Tym razem to było w większości "Harry jest mój". Niby mnie nie nienawidzą, ale i tak mnie obserwują. Odpisałam im, że wcale nie mam zamiaru stawać na drodze ich miłości. Harry jakoś specjalnie mi się nie podoba. Dostałam jeszcze jedną wiadomość na prywatnych. Od Modest! . Czego oni mogą ode mnie chcieć? Mój menadżer zawsze informował mnie o wszystkim osobiście.
         DO: @SophieERGMAMcHara
         
         @ModestMgmt : Panno McHara, mamy bardzo interesującą propozycję. Dobrze płatną. Proszę stawić się jutro o 11:30 w Biurze. ~ Paul Higgins
         Kto to jest k*rwa Paul Higgins? Jakiś zboczeniec czy co? W każdym bądź razie pracuje w Modest! więc musi być popieprzony. Nie chcąc obrazić Goerga. Albo nie. Zdarł mi gardło. Chce go obrazić

środa, 18 września 2013

Znowu będę zaśmiecać stronkę choć tego nie czytacie.

https://www.facebook.com/opowiadania.blogi
Like dla tej stronki. Mogę zrozumieć, że nie obserwujecie bloga bo nie macie konta google, ale każdy ma facebooka. Dopiero zaczynają. Uważam, że takie stronki są przydatne, bo każdy kto ma talent może się dzięki temu wybić.
Nadal uważam, że opowiadań nie będzie bez komentarzy.

wtorek, 17 września 2013

Chapter 7

Ostatnio to się nie powiodło, ale teraz to już spokojnie mogę powiedzieć, nie ma komentarzy, nie ma nowego rozdziału.

*************************************************************************
        Była 5:30. Najwyższa pora żeby wstać. O 8:00 zaczynają mi się lekcje. Martha oczywiście już od dawna namawia mnie, żebym rzuciła szkołę. Tak jak ona i Marion. Tylko, że ja nie chce wywozić śmieci kiedy nasza kariera się już skończy. Chodzę do najzwyklejszej, publicznej szkoły. Nie przychodzą tam Paparazzi ponieważ nie jestem jakaś szczególnie sławna.
         Szybko wzięłam prysznic i ubrałam to. Szybko zeszłam na dół żeby zjeść śniadanie. Musiałam być bardzo cicho, bo naszym niezapowiedzianym Tom pozwolił zostać ile chcą, a że dom Harrego jest osaczony zawsze przez paparazzi to jest u nas od tygodnia. Suzan z resztą też.
         Zrobiłam sobie kanapkę z szynką i pobiegłam na przystanek. Ledwo zdążyłam. W autobusie spotkałam moją koleżankę, Kate. Była ode mnie młodsza o rok. Za dużo nie rozmawialiśmy, tylko tyle co w autobusie. Podszas przejazdu 1 przystanku.
         -Cześć. - powiedziałam szeroko się do niej uśmiechając.
         -Hej. - odpowiedziała. -Ty nadal do szkoły? Ostatnio przybyło wam trochę fanów. Puszczają was w radiu praktycznie bez przerwy. Nawet teraz. - powiedziała zakładając mi na uszy słuchawki.
         Faktycznie. Poznawałam specyficzny sposób grania na basówce. Mój głos brzmiał nie źle. Może jednak potrafię śpiewać.
         -Nieźle. - powiedziałam delikatnie się uśmiechając. -Niedługo paparazzi zaczną śledzić każdy mój krok.
         Jednak szybciej niż się spodziewałam. Gdy tylko wyszłam później z underground. Był tylko jeden, ale i tak czułam się dość nietypowo. Miałam mu kazać sobie pójść? Może zapozować? To była pierwsza taka sytuacja. Postanowiłam tylko się uśmiechnąć i pójść dalej. Trochę przyspieszyłam bo miałam tylko piętnaście minut.
***
         Poczułam wibrację. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Faktycznie dostałam smsa od Toma. Pytał kiedy wrócę bo są głodni. Miałam jeszcze pół godziny lekcji.
         -Ok. Minęło piętnaście minut. Sprawdzamy obecność. - powiedziała nauczycielka. -Alden Colin.
         -Jestem.
         Szybko odpisałam na smsa.
         DO: Tom
         14:10, 17 września
         Sophie: Minimum za godzinkę będę. Jak po mnie przyjedziesz, to wrócę szybciej.
         -McHara Elizabeth
         -Jestem. - powiedziałam podnosząc rękę do góry.
         Tak mam na imię Elizabeth i to nie jest śmieszne. Tata nazywał mnie Sophie, po mamie więc tak się przedstawiałam pomimo mojego prawdziwego imienia. Tak na prawdę mam na imię Elizabeth (mama tak sobie zażyczyła zanim na moje nieszczęście zmarła przy porodzie, bo przez to tata nigdy mnie nie kochał) Roxanne (podobało się tacie) Grace (po babci) Maria (po matce Jezusa) Alecia (sama sobie wybrałam na bierzmowanie, bo tak ma na imię P!nk) McHara. Poprzedzając pytania, tak miałam problem z nauczeniem się tego.
         -I Young Nayda.
         -Jestem.
         -Dobrze więc, przejdźmy do lekcji. Za tydzień wyjeżdżacie do Portugalii, więc rozdam wam karteczki z godziną zbiórki, odjazdu i powrotu dla waszych rodziców. - jak dobrze, że to godzina wychowawcza. -Pamiętajcie przy pakowaniu, że tam jest ciepło. Czasami dochodzi do 30 stopni, więc nie brać jakiś swetrów czy kurtek tylko letnie ubrania.
         Jakbym na to nie wpadła. W południowej Portugalii jest cieplej niż w Londynie. To mi zaskoczenie.
         -A będziemy sami w samolocie? - zapytała Agnes
         Dostałam smsa. Nauczycielka stała za blisko więc nie mogłam go odebrać.
         -Niestety nie, dlatego będziecie musieli się zachowywać cicho.
         -A gdzie będziemy spali? - zapytał Andrew.
         -W hotelu. Każdy będzie miał kawalerkę. - powiedziała z rozpromienionym głosem. No tak. Oprócz naszej wychowawczyni jedzie pan od historii. Jej były mąż. Na pewno nie chciałaby musieć z nim spać. -Jakieś jeszcze pytania?
         -Czy będziemy mieli czas wolny? - zapytała Violet.
         -Jesteście już na tyle starzy, że będziecie mogli robić co chcecie przez cały dzień. Tylko będziecie musieli po 21:30 być w hotelu. Nic więcej nie wymagam. - powiedziała uśmiechając się.
         Po klasie rozniosło się głośnie "YEH!"
         Nareszcie dzwonek. Szybko wyszłam z sali i zobaczyłam wiadomość.
         DO: Sophie
         14:33, 17 września
         Tom: Harry po Ciebie przyjedzie. Nie ma co robić.
         Napisałabym mu, że to szaleństwo, ale Harry pewnie już na mnie czekał. No cóż.
         -Harry Styles odbierze mnie ze szkoły. - powiedziałam do Caroline idącej obok mnie. Tak, tej Caroline, która swego czasu kochała Harrego.
         -Dlaczego on zawsze wolał ciebie? - powiedziała lekko zirytowana.
         -Bo jestem fajniejsza? - zaśmiałam się.
         Caroline walnęła mnie biodrem śmiejąc się tak jak ja. -A mogę go chociaż poznać? Przez te sześć lat mi się to nie udało.
         -Jasne. - przytaknęłam i pociągnęłam ją za rękę do wyjścia. -I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie wiem jakim samochodem on miał przyjechać. - zaśmiałam się kiedy stanęłyśmy na kostce brukowej przed szkołą.
         W tym momencie na parking wjechało srebrne porsche Toma i zaparkowało tuż przed nami. Otworzyła się szyba i wyjrzał zza niej uśmiechnięty Styles.
         -Długo czekacie? - zapytał,
         -Wieki. - zaśmiała się Caroline.
         -Myślałam, że zaraz przyrośniemy do chodnika. - dodałam. -Nie, żartuję. Dopiero wyszłyśmy.
         -Pamiętasz mnie? - narzuciła się Caroline.
         -To ty jesteś tą dziwną koleżanką, która się we mnie zakochała jak miała 11 lat? - zapytał. To było trochę wredne.
         -Wiesz Caroline, my już pojedziemy. - powiedziałam szybko siadając z przodu. -Pa.

poniedziałek, 16 września 2013

Adventure 60 [ZWIASTUN]

Piosenka
PART 1
       -Czyli mówisz, że nie wytrzymujesz psychicznie? - powiedziała sącząc herbatę z wielkiego kubka. -Zdradził Cię z byłą. To zrozumiałe. Chciałabym wiedzieć co czujesz. Byłoby mi wtedy łatwiej. - powiedziałam nerwowo.
       -Czyli mi nie pomożesz? - powiedziałam przerażona.
       Dziewczyna zmierzyła mnie poważnie wzrokiem.
*************************************************************************
PART 2
       -Na prawdę? - powiedziałam zdziwiona. -Czyli to nie o mnie Ci chodziło?
       -Nie do końca. Jesteś na prawdę cudowna. Kocham Cie.
       -Pomimo tego, to jest to bardzo romantyczna historia. Nie uważasz?
       Chłopak cały się zarumienił. To było uroczę. Oni byli uroczy, choć to mnie bolało. Może nawet bardzo.
*************************************************************************
PART 3
       Uczucie porównywalne do piłeczki od ping-ponga w gardle. Ale mu obiecałam. Zaraz wszystkiego się dowie. Powiem o wszystkim.
        -Więc?
*************************************************************************
PART 4
        -Wyjeżdżamy. - powiedziała z oczami na wierzchu.
        -Co dokąd? - powiedziałam zdziwiona.
        -Do domów. Zerwali z nami kontrakt. - powiedziała trzęsąc się.

Section 1

Nie rozumiem dlaczego Soph nie chce iść z nami na imprezę. To ona najbardziej z nas wszystkich potrzebuje rozrywki. Powinna się wyluzować...
-No i jesteśmy na miejscu!-Zawołał Marion.
Tom wraz ze swoją dziewczyną wkroczyli do clubu. Za nimi Michael i Marion. Wzięłam Matta za rękę i pociągnęłam w stronę wejście. Z Mattem jesteśmy parą jakoś tak z pół roku.
Podeszliśmy do barku, gubiąc przyjaciół. Zamówiłam to co zawsze i usiadłam na stołku. Wypiliśmy jeden drink. No dobra cztery... W głowie zaczęło mi szumieć.
-Wiesz co Matt? Nie możemy być razem.
-Coo?
-Zrywam z tobą!-Zaśmiałam się i wstałam, aby poszukać Mariona... Zachwiałam się. Poczułam czyjeś ręce na biodrach.
-O Marion. Jak miło.-wybełkotałam i go pocałowałam. Przyjaciel odwzajemnił pocałunek.
-Nie wiem jak wyglądam. Chce do lustra! Do łazienki!- jęknęłam.
Marion mnie obiął i zaprowadził gdzie chciałam. Z nim czhyba nie było tak źle jak ze mną.
Do łazienki weszłam podpierając ścianę. W środku była dziewczyna Toma.
-Odwal się od niego suko.-warknęłam.
-Co?- zdziwiła się
-Zależy mi na nim. A on tego nie widzi.-Rozpłakałam się.
Dziewczyna obięła mnie mocno i zaczęła pocieszać.
*************
Obudziłam się z piekielnym bólem głowy. Obok mnie spał Tom, w łóżku i pokoju Sophie!
Wstałam i chwiejnym krokiem skierowałam się w stronę kuchni.
-Umieram!-jęknęłam widząc Soph robiącą naleśniki. Na kanapie siedział brunet z loczkami.
-Hej.-Przywitałam się słabo.
-Lepiej spójrz do lustra- Zaśmiała się.
Spojrzałam. Wyglądałam okropnie.
Tusz mi się rozmazał, zresztą eye-liner też. Pod oczami mam fioletowe kręgi, a same oczy zapuchnięte. Włosy do pasa... Końcówki przypalone. Pff powinnam sobie w tym momencie przysiąc, że już nigdy się nie upiję, ale to mnie odstresowuje.
Wzięłam pierwszą lepszą  komórkę ze stołu i zadzwoniłam do Marka.
-Halo?-Usłyszałam w słuchawce.
-Mark pilnie cię potrzebuję. Ktoś spalił mi włosy.
-Gdzie jesteś?
-U Toma.
Takie wydarzenia miały miejsce często więc Mark się nie zdziwił a ja zapamiętałam jego numer.
**************
Reszta ludzi wstała już po wizycie Marka. Moje włosy były ładnie przycięte i zdążyłam się umyć. Ból głowy też zelżał.
- Harry...?
- Tak?
-Co ty tak właściwie tutaj robisz?
- Yyy nie wiem. Przyszedłem po imprezie. No i wiesz...- W tym momencie do pokoju wparował Marion.
- Hej kochanie.- Powiedział uśmiechając się szeroko. Podszedł do mnie i pocałował mnie w usta.
Byłam w lekkim szoku. Nigdy tak nie robił. W końcu to mój przyjaciel, a nie chłopak. Chłopakiem jest Matt.
Wzięłam Soph za rękę i wyprowadziłam z pokoju bez słowa.
-Ej! bo naleśniki się źle usmażą!- Zawołała.
- Cicho! Czy ja o czymś nie wiem? Co z Marionem?
-Naprawdę nie pamiętasz?- Przyjaciółka zrobiła wielkie oczy.
- Nieee.- Zaprzeczyłam
- Zerwałaś z Mattem, on Ci podpalił włosy, a teraz jesteś z Marionem.
- Serio?
- No tak przynajmniej zrozumiałam wczoraj... Ale możliwe, że coś poplątaliście opowiadając mi.
- O Boże- Złapałam się za głowę. Nagłe zawroty nie pomagały w trzeźwym myśleniu.

Chapter 6

To z mojego (chyba) ulubionego filmu
*************************************************************************
        -Hahaha. - powiedział sarkastycznie Tom.
        -To jest śmieszne. Nie tylko ona, ale wy wszyscy. - pękałam.
        Martha i Marion zataczali się po schodach do swoich sypialni. Ale to było nic.
        -Mogę skorzystać z toalety? - powiedział jedyny w swoim rodzaju Harry Styles, do którego lepiła się wręcz chamsko dziewczyna Toma. Tuż za nimi kroczyła równie pijana Suzan Tattersall. Płakałam. Ja po prostu płakałam ze śmiechu widząc jak chwieję się gwałtownie na boki trzymając flaszę w ręce i płacząc jeszcze bardziej niż ja. Ma dlaczego, ale po co w takim razie wkładała szpilki?
        -Jasne na końcu korytarza. - powiedziałam wskazując mu drogę. -A gdzie Michael? - zapytałam.
        -Zasnął w ogrodzie zdaję się. - westchnął Tom idąc do kuchni.
        Ja nadal się śmiałam. To było wszystko takie niemożliwie idiotyczne. Ale najlepsze było to, że Suzan wywaliła się na nową dziewczynę, teraz to chyba już Harrego Stylesa i obydwie zaliczyły głośną glebę. Co połączyło się z głośniejszym wybuchem śmiechu.
        -Coś przegapiłem? - zapytał Styles przychodząc z powrotem do przedpokoju.
        -Sporo, ale nic nie może się równać z tym, że Suzan zlizuję wódę z podłogi. - opowiedziałam.
        -Czyli już zaliczyła glebę. A ja tyle czekałem żeby to zobaczyć. - parsknął śmiechem tym samym rozśmieszając mnie jeszcze bardziej.
        Powinnam zapytać go o wszystko, ale jest tak pijany, że chyba nawet jeszcze się nie skapną, że ta dz*wka obśliniła cały jego policzek. Policzki pulsowały mi z bólu, ale ja nie mogłam przestać się śmiać. Z resztą Styles też.
        -A pan to tu zostaję na noc? - zapytałam faceta.
        -Ja? Na to wygląda. - powiedział patrząc na jego pasożyta. -Ona tak szybko nie wypuści mnie ze swoich szponów.
        -Racja.
***
       Nastał ranek. Martha która musiała zostać przeniesiona (dosłownie) do mnie do pokoju spała w najlepsze. Ja wyszłam z łóżka i skierowałam się pod prysznic. Będę musiała posprzątać po moich imprezowiczach, bo później jeszcze dalej ciągnęli imprezę i zrobili niezły burdel.
       Gdy się myłam zupełnie zapomniałam o nieplanowanych gościach i zaczęłam śpiewać Ylvis - The Fox, później Rihanna - We Found Love i jeszcze Titanium Davida Guetta. Dopiero po jakimś czasie skapnęłam się co robię i jakie jest moje położenie. Na szczęście nie śpiewam za głośno, więc żadnego z tych pijaków nie pobudziłam.
        Ubrałam to i zrobiłam sobie kucyka z jedną kokardką. Szybko zbiegłam na dół, żeby zobaczyć ile pracy będę musiała włożyć w sprzątanie. Jednak kiedy weszłam do salonu nie zobaczyłam ani puszek, ani szklanek, ani porozrzucanych poduszek. Wszystko była na swoim miejscu. Była tam tylko jedna nadpoziomowa rzecz. Harry Styles siedzący na kanapie w dresie Toma. Siedział i pisał z kimś smsy.
        -Mam pokój obok łazienki w której się myłaś. - wytłumaczył. -Długo się myjesz. Ja zdążyłem zrobić to samo, posprzątać i odebrać waszą pocztę. A i przywłaszczyłem sobie szczoteczkę. Była nieodpakowana, więc pomyślałem, że najwyżej zwrócę wam kasę. - powiedział.
        -Spoko. Kiedyś kupiłam tą szczoteczkę, bo myślałam, że zapomniałam swojej z domu. Dobrze, że ktoś ją w końcu użył. - powiedziałam. -A tak właściwie to może jest pan głodny? Zrobić coś do jedzenia? Nie chcę się chwalić, ale mój wujek nauczył mnie robić najlepsze naleśniki na świecie. - definitywnie się pochwaliłam, ale to nic. -Tylko jeśli by pan je chciał, to musiałabym skoczyć do sklepu bo twaróg i dżem. Ale to żaden problem, bo sklep jest za rogiem.
        Styles patrzył na mnie zdziwiony. Jakbym powiedziała coś nie tak. Tylko się nieśmiało uśmiechnęłam, żeby nie zapeszać. -Zgrywasz się? - powiedział zadziwiony.
        -Nie. Na prawdę ten sklep jest nie daleko.
        -Nie o to chodzi. - powiedział lekko się uśmiechając.
        -W takim razie, tak, robię prawdopodobnie lepsze naleśniki niż ty.
        -Nie zgrywasz się?! Ty na prawdę tak na serio to mówiłaś. Boże. Nikt nigdy tak do mnie nie mówił. - zaśmiał się. -Ile ty masz lat?
        -Za niecałe dwa miesiące 17. - wytłumaczyłam nie rozumiejąc o co mu chodzi. Co mają do tego naleśniki.
        -Sześć lat różnicy. Młodsze od Ciebie mówią mi po imieniu, albo nawet mężu, a ty wyskakujesz mi z pan. - powiedział nie dowierzając.
        -To mam iść po ten twaróg, czy nie?
        -Mów mi Harry. Sześć lat różnicy, a ty jesteś prawię pełnoletnia. Czułbym się niekomfortowo gdybyś nie przestała.
        -Ale co z tymi naleśnikami?
        -Możesz zrobić. - powiedział puszczając do mnie oko.
        -A co do tego pana, to wczoraj Ci nie przeszkadzał.
        -Bo byłem nawalony, na policzku miałem ślimaka i śpiewałem hity Abby. Było mi wszystko jedno. - rozśmieszył mnie. -A tak szczerze, to ona na prawdę wygląda jak ślimak.
        -Strasznie. - zachichotałam.
        -Fajna koszulka. - powiedział wskazując na mój T-Shirt.
        -Dzięki. - dopiero teraz mi się przypomniało. Miałam go zapytać o to co pamięta.
        -Na serio nic nie pamiętasz? - uprzedził mnie.
        -Nic. Może rozjaśniłbyś mi sprawę. - powiedziałam uśmiechając się.
        -Nie pamiętasz jak tańczyliśmy i śpiewaliśmy na przystanku? Jak koleżanki wpychały cię na siłę do piekarni, bo jako jedyna potrafiłaś się do mnie odezwać. Nie pamiętasz? - powiedział z niedowierzaniem.
        -A jak się właściwie my się poznaliśmy? Tak wiesz, po imieniu.
        -Kiedy zapytałaś mnie o godzinę. Koleżanka kazała Ci mnie zapytać. To było trochę dziwne, bo byłyście wtedy takie malutkie. - zaśmiał się.
        -W porównaniu do ciebie. - powiedziałam.
        -Ale twojej koleżance to nie przeszkadzało. - ciągnął.
        -Tobie też, że ja jestem młodsza. - zgasiłam go.

niedziela, 15 września 2013

Section 0

Jeszcze 3 miesiące temu chodziłam do szkoły, jak każda zwyczajna, poważna licealistka. Miałam przyjaciół, ukochanego... A teraz mam i ich i początkującą sławę. Karol ubrała mnie w dosyć fajne rzeczy, ale wolałabym być w innych. Ale nie ma co narzekać Soph ma gorsze. Zdecydowanie. Marion, Michael i Tom jak to faceci nie mieli zbytniego problemu w zaakceptowaniu ciuchów, które wybrała im Karol.
Przytuliłam każdego po kolei i życzyłam powodzenia. Po policzkach popłynęły mi łzy wzruszenia.
-Nie płacz głupia. Nie tak cię uczono.- Skarciłam sama siebie w myślach.
Szybko otarłam oczy i zdobyłam się na szeroki uśmiech.
- Co się szczerzysz mała?- Zapytał zaczepnie Tom i już chciał potargać mi włosy, ale szybko uskoczyłam.
- Powaliło cię? Chcesz jej popsuć fryz przed koncertem?!- Zawołał Mark, nasz fryzjer.
- Przepraszam...
- Jezuu skończcie wreszcie.- Zawył żałośnie Marion. Za dużo słodyczy...
- Marion rozumiem, że przeszkadza Ci to, że przyjaźnię się z Marthą, ale to nie nasza wina.
- No właśnie!- Potwierdził Michael, przeżucając mnie sobie przez ramię.
W końcu mnie odstawił.
- Ej ludzie. To, że jestem od Was niższa (co nie znaczy, że jestem niska), nie robi mnie waszą maskotką. Znajdźcie sobie kogoś innego.

Chapter 5

Everypony!
*************************************************************************
        -PIZZA! - powiedziałam biorąc pierwszego gryza do ust.
        -Smacznego makaroniarzu. - zaśmiał się Marion.
        -Dziękuję.
        -Tylko się nie udław. - powiedział Tom sucho.
        -PIZZA! - zaśmiała się Martha.
        Ach... Mój ukochany zespół. Marion, który kochał kuchnie. Całego świata. Potrafił wszystko zrobić. Ale najlepiej wychodziła mu pizza. A później nazywał mnie makaroniarzem, bo co jak co, ale włoską kuchnie to ja ubóstwiam. Tom, który zawsze przyprowadzał dziewczyny do swojego domu i udawał przed nimi tego "niegrzecznego". A Martha? Jak tu jej nie kochać za całokształt?
         -Lolz. - powiedział Michael. -Pizza z buźką salami. - no tak. Zapomniałam. Marion zawsze układał uśmiechniętą buzię na pizzy, a Michael kiedy ją jadł udawał typowe nastolatki i jadł tak, żeby nie spaskudzić sobie swoich "nowych różowych tipsów".
         -Hej, co wy na to, żeby iść na miasto wieczorem. - powiedziała dziewczyna Toma. To nas zaskoczyło, bo zazwyczaj milczały.
         -Spoko. - powiedziałam chichocząc. Jakby nie mogła powiedzieć, że po prostu chcę,żeby Tom ją przeleciał.
***
         Tak bardzo mi się nie chcę tam iść. Byłam już ubrana, ale chętnie bym przebrała się w piżamkę i wskoczyła do łóżeczka, które patrzyło na mnie tęsknymi oczyma. Wszyscy inni wyglądali na podekscytowanych. Co by powiedzieli, gdyby z nimi nie poszła? Zawsze mogę to sprawdzić...
         -Ja zostaję w domu! - krzyknęłam na cały dom.
         -Dlaczego? - powiedziała Martha wparowując do "mojego" pokoju. -Przecież to ty namówiłaś innych, żeby poszli.
         -No to idźcie. Na pewno będzie fajnie. - powiedziałam ciepło. się do niej uśmiechając.
         Gdy sobie poszła zdjęłam buty i skarpety. Do pokoju wszedł Michael. -Mam iść czy wolisz, żebym został? - zapytał lekko zaniepokojony.
         -Idź. Na pewno będziesz się świetnie bawił. - powiedziałam lekko zdenerwowana. Wypchnęłam go na korytarz i zamknęłam drzwi.
         Szybko ściągnęłam kieckę i zarzuciłam górę od piżamy zanim ktokolwiek zdążył wejść. W porę bo do pokoju wszedł Marion.
         -Bez ciebie nie będziemy się tak dobrze bawić. - powiedział smutno.
         -Ale ja wole siedzieć w łóżku niż patrzeć, jak ta laska lepi się do Toma, tylko dla jego pieniędzy. - zaśmiałam się.
         -Odbiera apetyt. - przyznał i zniknął
         Szybko założyłam dół i poszłam do łazienki, żeby zmyć makijaż. W toalecie spotkałam tą jędze. Nakładała sobie na twarz setną warstwę tapety. Lolz.
         -Myślisz, że podobam się Tomowi? - spytała nie odrywając wzroku od lustra.
         -Możliwe. - westchnęłam.
         Wyjęłam z szuflady mleczko do demakijażu i nalałam jego sporą ilość na wacik, po czym wyczyściłam cobie oczy.
         -Jesteś dziwna. Najpierw się malujesz do klubu, a później Ci się odechciewa iść. - zachichotała.
         -Nie jest dziwna. Jest... - powiedział Tom. -Ona po prostu jest Sophie.
***
         Siedziałam na Twetterze i odpisywałam fanom, gdy moją zwróciło pewne zdjęcie które wysłał mi Michael. Był na nim on, Martha, Tom, ta idiotka i ten cały Harry Styles, który nadal nic mi nie mówił. Mój chłopak podpisał to zdjęcie "Patrz kogo spotkaliśmy! Jeślibyś poszło to poczułabyś się głupio, bo on Cię doskonale pamięta. Dobra, prawię doskonale."  Powinnam tam iść. Może by mi coś przypomniał.
         Usłyszałam jak te pijaki wchodzą do domu. Dość wcześnie jak na nich. Dopiero 22:00. To BARDZO wcześnie. Zazwyczaj to była 2:00 do 5:00. Szybko zbiegłam na dół, żeby zobaczyć co się stało.
         Myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem, choć wiem, że nie tak powinna wyglądać moja reakcja na obrzyganego Mariona, Marthy z spalonymi końcówkami, teraz już włosów do ramion. Jeszcze rano sięgały prawie do pasa. Tom wyszedł bez skazy, tylko był bardziej ponury niż zwykle. Dlaczego? Powód właśnie przechodził przez drzwi. Wybuchłam głośnym śmiechem. Po moich policzkach spływały łzy. Prawię przewróciłam się na podłogę, ale w ostateczności usiadłam na kanapie.
         -Nie wierze. Tom, twoja pani idealna, chyba dla ciebie nigdy już nie będzie taka idealna.

sobota, 14 września 2013

Adventure 59

Nie pasuję, ale jakoś tak mi się skojarzyła
*************************************************************************
        Tak bardzo się martwiłam. Obdzwoniłam wszystkich jego znajomych. Inni chłopcy z 1D nie wiedzieli nic o żadnym spotkaniu. Louis nie wrócił do domu od wczoraj. Nie dobiera telefonu. Nie daję znaku życia. Chyba dostanę zawału.
        Kocham go całym moim sercem. Gdyby coś mu się stało, to bym tego nie przeżyła.
        W końcu usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Szybko pobiegłam w stronę drzwi prawie się nie wywalając.To był Louis. Rzuciłam mu się na szyję. Oczy zaczęły mi błyszczeć od łez. Tak, byłam zła. Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia.
         -Boże. Gdzie ty byłeś? Tak się martwiłam. - powiedziałam przytulając go jeszcze mocniej.
         On tylko lekko się odsunął. Nie wiedziałam o co chodzi. Jego oczy był czerwone, a policzki opuchnięte.
broken heart | via Tumblr         -Muszę Ci coś powiedzieć. - powiedział  niechętnie. Od razu zrobił się czerwony jak burak. -Zdradzałem Cię. - powiedziała zamykając oczy. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy. -Z Eleanor. A na dodatek ona jest w ciąży. - powiedział zaczynając płakać.
         Zrobiło mi się strasznie gorąco. Choć czułam, że moje serce zamarza. Tyle przeszłam. Tyle przeżyłam. Z nim. Albo przez niego. Kochałam go całym sercem. NIGDY nie zrobiłabym mu czegoś takiego. Rozbolał mnie brzuch. Głowa uciskała. Miałam sporadyczne duszności.
         -Wiesz, chyba pójdę się przejść. Popilnuj dzieci. - próbowałam się nie rozpłakać choć zgięłam się wpół tak, jakby ktoś zadał mi cios w brzuch. -Zaraz wrócę.
         Wybiegłam z domu najszybciej jak mogłam. Pękłam dopiero na chodniku. Czułam pustkę w środku. Do kąt mam iść? Mam Merry. Ale nie będę jej zawracać teraz głowy. Szczególnie, że ostatnio sama nie dogaduję się z Liamem. Nie będę przeszkadzać Ingrid i Niallowi. W końcu dziewczyna jest w ciąży. Zayn? Jest z Perrie w Ameryce. Harry. Czy to dobry pomysł ponownie do niego dzwonić i mu się użalać?
          Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Ale się rozmyśliłam. Nie. Na pewno tego nie zrobię.
***
          -To nie możliwe. - westchnął Harry. -Dlaczego ty nadal z nim jesteś? No chyba, że to już koniec. -powiedział patrząc na mnie pytająco.
          -Nie wiem. Kocham go. Zdradził mnie. Wiele razy doprowadził do płaczu. Ale ja też nie jestem święta. Ale, żeby mnie zdradzić? - powiedziałam już trochę spokojniej niż kiedy do niego dzwoniłam.
          -Tak myślałem. - westchnął. Jak zawsze. Robi sobie nadzieję. -Nigdy was nie zrozumiem. Ja nie mam nikogo, kto by mnie tak kochał. - powiedział niezadowolony. -Mogę się założyć, że za góra miesiąc przyjdzie do ciebie na kolanach, a ty mu wybaczysz. - powiedział już bardziej złośliwie. -A ja? Znów będę planem B. Wykorzystujesz mnie, żeby wywołać u niego zazdrość. Dajesz mi fałszywe szanse. A ja? Co z tego mam?
          -Jak Ci coś nie pasuję to możesz mnie tu wysadzić! - wkurzyłam się.
          -Nie. Nie jestem taki jak ty!

Chapter 4

Najgorsza i najbardziej wpadające w ucho piosenka ever.
P.S. - Minęły w ich życiu już 4 lata. Jak ja przeskakiwałam! Informacje będą teraźniejsze, ale będą starsi i to będzie 2017 rok.
*************************************************************************
       Wstałam. Gdy spojrzałam na zegar wskazywał 9:00. Chciałam iść z powrotem spać, ale wiedziałam, że muszę leczyć kaca przyjaciół. Wywlokłam się z łóżka. Byłam ubrana tylko w bieliznę. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam to. Na nieszczęście skacowanych przyjaciół śpiewam pod prysznicem.
        Wszyscy siedzieli w kuchni wokół stołu pijąc herbatę.
        -A ty nie masz kaca? - zdziwiła się Marion.
        -Ani kaca, ani 18 lat. - powiedziała lekko zażenowana Martha.
        -Zapomniałem.
        -Witaj w klubie. - zaśmiałam się. -Miałam was o coś zapytać. Ale już nie pamiętam o co. W ogóle prawie zapomniałam, że o coś miałam zapytać.
        -Nie pierwszy raz kochanie. - powiedział Michael wychodząc z łazienki.
        -PRZYPOMNIAŁAM SOBIE! - powiedziałam stanowczo za głośno. Dla wszystkich innych oczywiście. -Czy ktoś z was wie kim jest Harry Styles? Zaobserwował mnie na Twetterze a ja nie wiem kto to.
        -Taki jeden pedał z One Direction. - zaśmiał się Tom.
        -A jeśli nie o to Ci chodzi, to chłopak z przystanku. Musiałaś z nim gadać, bo podobał się Anne. Tej z którą chodziłyśmy do ostatnich klas podstawówki. Pamiętasz pana przystankowego? - wytłumaczyła Marth. Nie pamiętam. Ale jakim cudem Martha go zapamiętała skoro podobał się Anne? Nieważne. Nic mi to nie mówi. -To był twój kumpel. Nie pamiętasz jak zawsze do Ciebie podchodzi albo Cię wołał jak staliśmy na tym samym przystanku?
        -Nie przypominam sobie. - wzruszyłam ramionami.
        -To obejrzyj sobie zdjęcia na moim kompie. - powiedział Tom podając mi laptopa.
        Szybko weszłam w Google i wpisałam "Harry Styles". Wskoczyło mi mnóstwo zdjęć. Jak:
       Albo:
        To drugie było jednym z tych mniej przydatnych. Ale musiałam to wymienić. To pierwsze mi nic nie mówiło. Tak jak następne i następne. W końcu całkowicie zdesperowana weszłam na jego twettera. A tam "Cute as a B***** every single one of you.". Spoko. Zdjęcie z Eltonem Johnem. I kilka filmów. Obejrzałam większość i szczerze zapamiętałam z nich tylko małą dziewczynkę. Które wymachiwała swoją hulajnogą. Na swój sposób pewnie była urocza.
        Nic mi to nie przypominało. Widziałam tylko jakiegoś dziwaka w dziwnych pierścionkach jak u dennego rapera, który próbuje być "niegrzeczny".
        Powiedziała, że w podstawówce. Wielka sława zawsze ryje panie. Może powinnam poszukać czegoś z dawnych czasów. Raczej jest różnica pomiędzy 2011 a 2017. No i natrafiłam na zdjęcie, które zwróciło moją uwagę ze względu na koszulkę. Kojarzyła mi się z zapachem pączków. Nie wiem dlaczego.
        Hm... Ten cały Harry Styles jest ode mnie sporo starszy. Dlaczego Anne się w nim zakochała? Woli starszych? To trochę dziwne. Gdyby teraz jej się podobał, kiedy jest prawie pełno letnia, to rozumiem. Ale wtedy miałyśmy z Anne po 11 lat. A najgorsze jest, że był moim kumplem. Jak jakiś pedofil. Teraz też byłby pedofilem. Z mojego i Marthy krytycznego punktu widzenia oczywiście.

Pograłabym ~ Larry

http://www.youtube.com/watch?v=ZMupcw_qsQE

piątek, 13 września 2013

Chapter 3

        -No chyba Cię pojeb*ło. - zaśmiał się Tom. -Pomagasz tak wszystkim obcym osobą z ulicy?
        -Tom! Jak możesz tak mówić? - powiedział Michael na, którego kolanach właśnie siedziałam.
        -Ale on ma racje. Pojebał mnie. - powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
        Marion wyszedł z kuchni z miską pełną popcornu. Za nim dreptała Marta z herbatą dla siebie i dla mnie. Usiadła na podłodze tuż obok fotela na którym siedziałam z Michaelem.
        W telewizji zaraz mieli puścić To Właśnie Miłość. To był mój ulubiony film. Każdy kto mnie zna o tym wie.
        -Zaczyna się. - powiedział Tom widząc chmury na ekranie. Kilka razy już im to kazałam oglądać...
        Więc go olali. Wcale nie oglądaliśmy tego filmu. Cały czas śmialiśmy się i śpiewaliśmy piosenki Whitney Huston. Głównie to ja śpiewałam, bo inni nawet nie potrafili fałszować tak wysoko. Inni byli pijani. Tylko ja nie. Dlaczego? Na myśl nasuwa się, że po prostu nie lubię alkoholu. Choć mogłoby też być tak, że choroba lub leki mi zabraniają. Ale wątpię, że posiadanie 17 lat to choroba. Tak. W dodatku nie całe 17 lat. Urodziny mam w Listopadzie. Martha jest o rok starsza. W styczniu skończyła 18. Biedna ja.
kiss me, now.         Ale przynajmniej mam przyjemność gapienia się na nich kiedy są po pijaku. Martha całuję się wtedy z Tomem i Marionem. Michael jest moim chłopakiem, a gdyby nie był, to pewnie całowałaby jeszcze go. Na szczęście jak dotąd nie przyszło jej to do głowy. Na JEJ szczęście.
        Chyba tylko ja zauważyłam, że film się skończył. Nudziło mi się już to patrzenie jak im odwala. Poszłam do pokoju w którym zawsze spałam gdy nocowaliśmy u Toma. Jego rodzice byli nadziani więc jako jedyny mieszkał w czymś co można było nazwać willą.
        Rzuciłam się na łóżko i weszłam w moim tablecie na Tweetera. Miałam kilka "@ Reakcji". Większość typu: "Dlaczego nagle przestałaś potrafić śpiewać?" albo "Niezły koncert. Nigdy się tak nie uśmiałem.". Tylko niektórzy pisali coś w stylu "Będzie dobrze. Dla mnie zawsze będziesz śpiewać najlepiej na świecie! ♥". Komentarz w stylu popowej faneczki. Barwa mojego głosu nie pasowała do rocka. Byłam bardziej pop-owa na wysokie dźwięki. Dlatego nasz zespół przyciągał trochę takich osób. Ale dzięki mnie nasza muzyka wcale nie jest tak banalnie rockowa jak u niektórych. Czarne ciuchy, ćwieki, głos jak u zombie... My tacy nie byliśmy.
        Było jeszcze powiadomienie o nowych osobach które mnie follow-ują. Ku mojemu zaskoczeni było to ok. 100 osób. W tym Suzan Tattersal, Louis Tomlinson i nazwisko które mi coś mówiło. Znałam je, ale nie koniecznie z tego zespołu. Nie znam jego członków. Louisa kojarzyłam z imienia i nazwiska. Na pewno nie poznałabym go na ulicy.
        Nazwisko to brzmiało Harry Styles. Nie mam bladego pojęcia jak wygląda, ale znam to nazwisko. Mogłabym się zapytać tych meneli z salonu, ale są już chyba zbyt pijani.
        Powinnam wpisać to imię w wyszukiwarkę, ale kiedy wchodzę w grafiki to mój tablet ma straszne lagi i nic nie wyświetla. No i oczywiście trzeba go restartować. Będę musiała poczekać do rana i sprawdzić na komputerze Toma.
        Wiedziałam, że tej nocy nie prześpię myśląc kim jest ten koleś. Skąd go znam? Może jego nazwisko po prostu obiło mi się kiedyś o uszy. Ktoś kiedyś powiedział jego nazwisko a mi zostało w pamięci. K*rwa.

Adventure 58

        -Tak, słucham? - powiedział Louis do słuchawki. Aż promieniał. Lubił spędzać czas z dziećmi. Kochał je. Cieszyłam się, że to właśnie z nim miałam spędzić całe moje życie. -Eh, natychmiast? A w jakiej sprawie?
        Miał gdzieś jechać. Teraz? Przecież obiecał mi ten spacer. Ostatnio tak mało czasu spędza w domu. Bez Marry nie dałabym rady.
        -Kotku, idź. Dam radę. - powiedziałam palcami przeczesując jego włosy.
        Louis lekko się do mnie uśmiechnął. -Dobrze. Zaraz przyjadę. Do widzenia. - powiedział wkładając telefon do kieszeni. -Przepraszam. Muszę już lecieć. Wszyscy już podobna tam są. Jak mogli mi nie powiedzieć?!
        Pobiegł gdzieś do przodu. Po chwili już go nie było. Zostałam sama z dziećmi. K*rwa.
***LOUIS***
        Szybko wsiadłem w taksówkę. To było niemożliwe. Jak mogli mnie nie powiadomić? Przecież jestem członkiem zespołu. Mam te same prawa jak wszyscy inni w zespole.
        Taksówkarz szybko podjechał pod biuro Modest. Zapłaciłem i wręcz wyleciałem z taksówki.  Szybko popędziłem schodami na drugie piętro. Miałem się stawić w pokoju nr. 20.
        -Na prawdę bardzo bardzo przepraszam. Nic nie wiedziałem. - powiedziałam wpadając do pokoju. Zauważyłem, że nie było tam ani chłopaków, ani menagera który do mnie zadzwonił. Były tam tylko dwie osoby. Kobiety. Dwie, szczupłe, wysokie brunetki. W jednaj z nich rozpoznałem Eleanor. Drugą widziałem kiedyś na YouTube. Ale nie pamiętam co robiła.
        Byłem zdezorientowany. Kim był facet, który do mnie zadzwonił? Dlaczego dali im jedną sale konferencyjną w Modest! ? No i oczywiście, dlaczego Eleanor jest taka zrozpaczona. Jej tusz do rzęs był rozmazany przez łzy na całej twarzy. Wyglądała strasznie.
        -Przepraszam, że mój menadżer tak Cię zaniepokoił. Myślałam, że spotkamy się najbliżej jutro, kiedy mówiłam "Jak najszybciej". - powiedziała ta druga dziewczyna. -A tak w ogóle, to nazywam się Sophie McHara. - powiedziałam szeroko się uśmiechając.
        -O co chodzi? - zapytałem ją nie wiedząc co sądzić.
        Sophie trąciła Eleanor łokciem. -Ja... - powiedziała moja była niepewnie.
        Właściwie, to czy mogę ją nazwać byłą? Powinienem. Tego wymaga moje poczucie godności. Ale czy mogę. Sypiamy ze sobą. Trzeba to przyznać. Jestem dupkiem i zdrajcą. Ale zawsze miałem wrażenie, że nadal ją kocham. Teraz się w tym upewniłem. Co mogłem zrobić. Suzan nic nie wie, więc jest dobrze.
        -Jestem w ciąży. - powiedziała po czym zaczęła płakać jeszcze bardziej desperacko.
        -Słucham?! - nie mogłem w to uwierzyć. Całe moje życie stanowczo legnie w gruzach. Nie mogłem zostawić z małym dzieckiem ani jednej, ani drugiej. Biorąc pod uwagę, że Suzan ma dwójkę.

niedziela, 8 września 2013

Chapter 2


        -Ja jestem Sophie. - powiedziałam patrząc jej w oczy.
        -To o tobie bez przerwy trąbią media? Ta co niby ni umie śpiewać? - powiedziała podekscytowana.
        Wlepiłam wzrok w podłogę. Zniszczyłam karierę całego zespołu. Teraz przejdziemy do historii jako, jako Ci z wokalistką beztalenciem. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Sama byłam sobie winna.
        -Tak. - powiedziałam drżącym głosem. Spojrzałam górę próbując powstrzymać łzy.
        -Oj, przepraszam. Ja mam waszą płytę. Lubię was. - powiedziała szybko.
        -Nie trzeba. Pewnie i tak już nigdy nie odwarze się wejść na scenę.
        -Jak to? Byłam na jednym koncercie. Na tym na którym śpiewał Tom. Był super. Nie możesz przestać śpiewać. - powiedziała uśmiechając się.
        -Porozmawiajmy lepiej o tobie.
        -Racja. - westchnęła. -Nie wiem dlaczego mówię to obcej osobie, która zawsze może o tym poinformować cały świat, ale muszę Ci to powiedzieć. - powiedziała choć było jej ciężko. -Ja się spotykam z moim byłym, chociaż mam chłopaka. To może nie byłoby aż tak uciążliwe, gdyby on  nie miał żony.
        -Co? - powiedziałam lekko przerażona. -On.. A ty... I wy tak razem... Kto to jest? - byłam w lekkim szoku bo nie wyglądała na taką dziewczynę.
        -Louise Tomlinson.
        -Ale... Czy on nie ma dwójki dzieci?!
        -Ma. - powiedziała. Po jej policzkach spływały ciurkiem łzy. -A właściwie, to niedługo trójkę.
        -Ona jest w ciąży?!
        -Nie ona. Ja. - powiedziała zaczynając szlochać.
        Zrozumiałam powagę sytuacji. Ona sypiała z żonatym i dzieciatym kolesiem. Na dodatek jest z nim w ciąży. A ja użalałam się nad sobą.
        -On o tym wie? - powiedziała zatroskana.
        -Chciałam mu powiedzieć dziś. Ale idzie z dziećmi do kina.
        -Przecież musi się dowiedzieć. - mówiłam delikatnie.
        -Wiem. Ale przecież nie powiem mu tego przez telefon. - powiedziała popadając jeszcze głębiej w rozpacz.
        -Jeśli chcesz. To mogłabym poprosić mojego menadżera, żeby namówił go na "służbowe" spotkanie. - powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
        -Nie. Ja nie chcę mu tego mówić.
        -Musisz. - powiedziałam ciepło choć w głowie miałam. "To się k*rwa zdecyduj!"
        -Dobrze. Poproś go. - powiedziała coraz głośniej płacząc.
        Wyjęłam z kieszeni telefon. Chwile. Po co ja to wszystko robię. Nawet jej nie znam. Nigdy zbytnio nie lubiłam tego One Direction. Dlaczego mój menadżer miałby się przejmować jej losem? Wie o niej tyle co ja. Nic. Jednak nie mogłam tego tak zostawić. Wybrałam numer.
        -Halo?
        -George, mógłbyś coś dla mnie zrobić?
        -Oczywiście. Jeśli to jakoś Ci pomoże.
        -Nie do końca mi. Pewna dziewczyna potrzebuję się z kimś spotkać. Dzisiaj.

sobota, 7 września 2013

Chapter 1

         Miałam kaptur na głowie. Szłam pustą ulicą. Za mną głośno tupała moja porażka. Próbowałam ją zgubić w tłumie. Jednak trzymała się mnie jak magnez lodówki. Sama jej z siebie nie ściągnę, jednak nie mogłam nikogo o to poprosić. Ani o to ani o nic innego. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Szłam przed siebie.
         Radia, gazety gadały o moim występie. Mówili, że nie umiem śpiewać. Może mieli racje. Scena nie była moim miejscem od pewnego zdarzenia w dzieciństwie. Miałam osiem lat. To była premiera  spektaklu w którym występowała moja grupa. Wiele obcych osób przyszło tego wieczora do teatru aby nas obejrzeć.
         Byłam tym bardzo podekscytowana. Chyba za bardzo. Starałam się jak mogłam jednak okazało się, że nie mogła. śpiewałam tak cicho, że nikt nie był w stanie mnie usłyszeć. Przez to nie śpiewałam na scenie przez sześć lat.
          -Co?! - usłyszałam zdenerwowaną dziewczynę. Szła tuż przede mną. Chyba rozmawiała przez telefon. -Jak ty to sobie wyobrażasz?
          Nie wiedziałam o czym rozmawia. Nie za bardzo nie to interesowało. Ale szła w tą samą stronę co ja.
          -Jak to co? MY! Tak nie może być. - powiedział jeszcze głośniej, ale chyba też pomyślała, że przesadziła. -Obiecujesz, obiecujesz. A co później? Ja tak nie mogę! Nie chcę. - powiedziała bardziej lamentując niż się denerwując. -Ile to potrwa zanim ona się dowie? Miesiąc? Może mniej. Może więcej.
          Rozmowa nabrała dziwnego odwrotu. Powinnam skupić na czymś innym. Jednak nie mogłam. To mnie wciągnęło.
          -Nie oszukuj się. Przecież to niedorzeczne. - powiedziała. -Musisz zdecydować. Wybierz cokolwiek innego. Bo ten układ śmierdzi kłamstwami na kilometr. Albo odmawiasz jej, albo mi. Tylko, że to ja znam prawdę. A ona nie. - powiedziała rozłączając się.
          Odwróciła się za siebie. Patrzyłam na sklep znajdujący się obok nas. Chyba uznała, że właśnie z niego wyszłam, bo odetchnęła z ulgą. Nie zauważyła mnie wcześniej? Szła cały czas w kierunku mojego domu, a ja cały czas za nią.
          -Czego ode mnie chcesz? - powiedziała odwracając się w moją stronę.
          -Ja? - zdziwiłam się.
          -Czemu za mną leziesz? Coś usłyszałaś! Wiesz z kim rozmawiałam?
          -Nie wiem. Ja po prostu idę do domu.
          -Oh. Przepraszam. Jestem kłębkiem nerwów. Naprawdę bardzo mi przykro. - powiedziała z upokorzeniem.
          -Nie szkodzi. - powiedziałam idąc dalej. -Każdy czasem się myli.
          -Nie gniewasz się ani trochę? Naprawdę? Moja eks przyjaciółka jest obrażalska. Strasznie. - przyczepiła się do mnie.
          Schowałam moją twarz jeszcze głębiej w kapturze. Bałam się, że wie kim jestem.
          -Jest Ci zimno? Ja mieszkam tu za rogiem. Jeśli chcesz, to możemy pogadać. A ja bardzo tego teraz potrzebuje.
          -Nie trzeba. Ja też tam mieszkam. - powiedziałam.
          -To tym bardziej. Jesteśmy sąsiadkami a nawet o sobie nie wiedziałyśmy. Chodź! - powiedziała biorąc mnie za rękę. Tag szybko i nagle pobiegła, że spadł mi kaptur który zaraz nałożyłam od nowa.
          Faktycznie. Mieszkała w domu obok.  Nadal upierałam się, żeby nie wchodzić. Jednak upierała się, że potrzebuję się komuś wygadać. Wymiękłam. Może mnie nie zna. Albo nie słyszała o tym incydencie.
          -Zdejmuj kurtkę i buty. - powiedziała. -Zrobię nam herbaty.
          Poleciała w głąb domu. Spojrzałam w lustro znajdujące się w przedpokoju. Powoli zdjęłam kaptur. Czy mnie rozpozna? Nasz zespół nie był aż taki sławny. Ale nadzieje jest matką głupich.
          Gdy byłam już tylko w moim normalnym ubraniu bez kurtki i butów weszłam na korytarz. Po lewej stronie znajdował się salon. Bez dłuższego namysły powoli do niego weszłam.
          -Siadaj. - powiedziała wskazując kanapę. -A tak w ogóle to mam na imię Eleanor.

Walić Imaginy w soboty będzie o Sophie

czwartek, 5 września 2013

Rozpiska ~ Larry

WAŻNE
Ostatnio coś dodałam, choć wiem, że to nie to samo co kiedyś. Kiedyś dodawałam dwa dziennie. Ale teraz nie mogę. Jestem zmęczona. Wstaje o 5:30. Wracam po 15:00. Boli mnie głowa. Mam wory pod oczami. Jednak staram się pokolorować nowe rodzaje opowiadań. Do tego nie zrezygnowałam z Suzan. Będzie trudno. A teraz sory. Jestem wykończona. Idę spać.

wtorek, 3 września 2013

Chapter 0


*************************************************************************
     Jakby na to spojrzeć pod innym kontem to... Ta sukienka nadal jest ohydna. Krój, kolor, materiał i cała reszta mnie odrzucała.
     -Ale ja myślałam, że to twój styl. - powiedziała Karol, jedna z moich stylistek.
     -Ja się w tym nie pokaże. - powiedziałam stanowczo. Słyszałam cichy śmiech Marh.
     Ona była świetnie ubrana. A ja nie miałam wyglądać pośmiewisko.
     -Eh. Może się coś jeszcze znajdzie. - powiedziała patrząc na cały wieszak ubrań.
     -No nie wiem jak ty coś znajdziesz. - zaśmiałam się.
     Math i chłopcy zaczęli się wygłupiać. Tak chciałam w tym momencie do nich dołączyć. Ale w tej sukience nie miałam zamiaru nic robić.
     -Hm... Weź to. - powiedziała podając mi jakiś top i jeansy. Weszłam za kotarę, rodem z jakiegoś filmu i to na siebie narzuciłam. Moje białe, wełniane skarpetki z tym dość dziwnie wyglądały. Ale tylko takie znalazłam w szafie gdy szybko przygotowywałam się żeby zdążyć. Wyszłam zza zasłonki. -No nie wiem. - westchnęła. -Chyba że... -powiedziała łapiąc za jakąś czapkę. -Teraz pasują ci te skarpety. Mają podobne wzory. Powiedziała wkładając mi na rękę bransoletki. -Świetnie. Co myślisz?
      Stanęłam przed dość dużym lustrem. Wyglądałam lepiej niż dobrze. Byłam ubrana w to. Kolory utożsamiały mnie z nadchodzącą jesienią. Poza tym ubranie pasowało do ciuchów całej reszty.
       -Macie minutę. - powiedział Bill. Bill pracował na tej hali na której mieliśmy wystąpić. -Chodźcie już.
       Szybko przeszliśmy do wejścia na scenę. Było strasznie ciemno. Nic nie widzieliśmy.  Pewnie tak jak widzowie. Nieudolnie próbowałam odnaleźć mikrofon. Ktoś wpadł na perkusję i nieźle nahałasował. Fanki zaczęły piszczeć. Ale to był raczej krzyk przerażenia
        W końcu odnalazłam mikrofon. Mocno się go złapałam. Nie wiedziałam, czy to dobry mikrofon. Włączyłam swój mikrofon tak jak kazał mi Bill gdy się odnajdę. Nagle błysnęły światła prosto na mnie. Powinna zacząć śpiewać. Ale nie mogłam się na tym skupić rozbolały mnie oczy. Zakręciło mi się w głowie. Zapomniałam słów piosenki.
        Damska część widowni zaczęła piszczeć. to dało mi trochę czasu. Gdy widownia ucichła zaczęłam się denerwować. Z moich ust zaczęły się wydobywać pierwsze słowa piosenki. Jednak nie do rytmu i totalnie schodziłam z dźwięku. To było okropne. A w dodatku acapella. Na sali rozeszły się śmiechy i zaczęły błyszczeć flesze. Zaryłam w ziemi. Zaniemogłam.
         Zaczęłam się intensywnie pocić. Z moich ust nie wydobywał się śpiew tylko dziwny kaszel. Gdybym mogła uciec to już dawno bym to zrobiła. Jednak stałam w miejscu mając wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Nogi się pode mną uginały. Widziałam na sobie setki spojrzeń. Tylko się uśmiechałam, choć chciałam płakać.
          Wszyscy zaczęli grać. Nie przestawali bo nie chcieli, żeby widownia zażądała zwrotu pieniędzy. Zza kulis wyszedł George. Nasz menadżer. Otoczył moją talie rękami i zaciągnął jak najdalej od świateł. Cała dygotałam.  Nie rozumiałam co się właściwie stało. Dlaczego to zrobiłam?

poniedziałek, 2 września 2013

Part 29

Taaak. Wreszcie. Idę na spacer z Ingrid, a później na spotkanie z ludźmi z gimnazjum. Ciekawe jak oni teraz wyglądają. Pewnie większość jest już po ślubie. Ciekawe czy przetrwała któraś z par... No, ale koniec zastanawiania się. Trzeba w końcu się ubrać.
******************************
- Ingrid!- Zawołałam przyjaciółkę i wtuliłam się w nią. Przeraził mnie wyraz jej twarzy. Był taki obcy...
- Cześć.- Powiedziała głosem bez uczuć. Zadrżałam. To nie jest moja Ingrid. Ciężko się przyznać nawet samej sobie, ale ja się jej boję.
- To co? Idziemy?- Spytałam ochoczo, chcąc rozładować atmosferę.
- Możemy.- Powiedziała, więc ruszyłyśmy. Po chwili doszłyśmy do torów kolejowych. Oślepiły mnie reflektory. Na szczęście nie wyszłam na tory. Chciałam chwycić dłoń przyjaciółki, ale nie było jej przy mnie.
- O Boże!- Szepnęłam. Ze strachu prawie wyplułam oszalałe serce.
- Tu jestem debilu.- Zaśmiała się przyjaciółka.
-Uff...
Spojrzałam na zegarek. Była już 19:00.
- Wiesz co kochana? Ja muszę iść na spotkanie z ludźmi z klasy. Jeśli chcesz możesz iść ze mną.
- Nie dzięki.- Powiedziała i poszła.
Jakoś dziwnie się dzisiaj zachowywała. No cóż  może ma gorszy dzień...
**********************
 Weszłam do budynku. Dookoła było mnóstwo ludzi. Nagle obok mnie pojawiła się Ann.
- Cześć!- Wykrzyknęłam do przyjaciółki z gimnazjum.
- Cześć... Jak...tam?- Mówiła z oporem. No tak pewnie mnie nie poznała.
- Mary.- Uśmiechnęłam się.
- Ty jesteś Mary? Moja ukochana Mary? O Boże. Nie poznałam Cię!
Na moją twarz wdarł się uśmiech.
- Tak. Tylko, że teraz mówią na mnie Merry.
- Przepraszam, ale muszę znaleźć Katrine.- Powiedziała i poszła.
A więc zostałam sama. Tyle osób. Znajomych osób, a nikt nie podchodzi.
Nagle poczułam czyjąś rękę, która mnie objęła. Odwróciłam się.
- Nie wiem kim jesteś, ale przypominasz mi Mary.- Szepnął mi do ucha blondyn.
- A Ty mi Mathew'a. - Zaśmiałam się.
-Cześć młoda!- Zawołał i złapał mnie w objęcia.

Adventure 57

Piosenka dla odmiany
*************************************************************************
         Minęły dwa lata od kiedy urodziłam bliźniaki. Zmieniło się właściwie wszystko. Moje włosy przestały się kręcić i straciły dawny blask. Przefarbowałam je na ciemny blond. Moje oczy wyjaśniały i stały się jasnobrązowe. Skura przybrała lekko oliwkowego odcienia. Zmieniłam się.
         Przeglądałam moje stare zdjęcia. Widniała na nich młoda uśmiechnięta dziewczyna z burzą loków. Na niektórych byłam sama. Na innych z 1D, z rodziną albo przyjaciółmi. Tamte czasy były beztroskie. Byłam wolna. A teraz zajmowałam się bardziej przyziemnymi sprawami. Rodziną. Dokładnie trójką dzieci. Nancy, Tommym i Louisem.
         -Kochanie! - usłyszałam wołanie mojego dużego dziecka z kuchni. -Słyszałaś newsy? Zayn wrócił do Perrie. Zaręczyli się. - powiedział.
         -Faktycznie ostatnio im się nie układało. - przyznałam.
         Nie układało to nieodpowiednie słowo. Zayn sam jej przyznał, że zdradza Caroline. Szkoda dziewczyny. Była naprawdę emocjonalna i wiele przeszła.
         -A jak tam Ingrid? - zapytałam. Koniec końców się pogodziłyśmy. Już nie pamiętam nawet o co poszło.
         -Nie wiem. Nie przyszła. Podobno leży w szpitalu. Wiesz. Jej ciąża. - powiedział. -Niall powiedział, że Ingrid ma straszne kompleksy związane z brzuchem. A raczej jego wielkością.
         -Ja też tak przez chwilę miałam. - powiedziałam wstając z podłogi.
         Przeprowadziliśmy się z tamtego domu. Ten dom jest odrobinę bezpieczniejszy dla Tommyego który uczy się chodzić. Nie wiem czy jest większy, czy może mniejszy. Nie zwracałam na to uwagi. Mało rzeczy zaczęło mnie interesować. Tylko na okrągło dzieci i idiotyczne hobby. Pisałam jaką bezsensowną książkę. Kryminał.
***
         W radiu właśnie leciała najnowsza piosenka zespołu OverSmile. Była moją ulubioną. Coś podchodzącego pod Punk Rock.
         O zespole wiedziałam wszystko. Albo przynajmniej naprawdę dużo. Wszyscy przezywali wokalistkę Suzan Tattersal. Niebyła do mnie specjalnie podobna. Jej oczy były trochę ciemniejsze od moich. Włosy były or teraz dłuższe i w przeciwieństwie do moich kręciły się. Jednak nie tak jak moje kiedyś. Jednak na tym koniec podobieństw. Miała uroczy francuski akcent i wyglądała jak włoszka, choć była z Anglii. Miała uroczy dołeczek w lewym policzku. Wyciągała chyba trochę więcej niż ja. Ubierała się zupełnie inaczej. Nie tak kolorowo. Wolała stonowane ubrania i fajne T-shirty.
         Oprócz niej w zespole była jeszcze jedna dziewczyna i trzech facetów. W sumie Sophie, Martha, Marion, Michael i Tom.
          -Jak wam się podoba kawałek OverSmiele - Down? Przypominam, że jest w proponowanych i w każdej chwili możecie na niego zagłosować na oficjalnie stronie The Hits Radio.

niedziela, 1 września 2013

Historia

Musicie nam powiedzieć co mamy robić. Dalej prowadzić tą historie? A może zacząć coś zupełnie nowego? Jak chcecie to co jest to napiszcie w komentarzach. Jeżeli nie, to po prostu nic nie róbcie.

~Lirry

O Boże wróciłyśmy! Maranna istnieje znowu. Wracajcie do Nas *.* piszemy dalej o nie Larry? ♥

No chyba się popłaczę.... ~ Larry

Wróciłam. Zapomniałyśmy hasła, ale teraz wróciłam. Nie mogę w to uwierzyć. Tak dużo się zmieniło... Ktoś tu jeszcze jest? Jeśli tak to dajcie znak! Tęskniłam. ☺

środa, 27 lutego 2013

Adventure 56

Dedykuje ten rozdział Lirremu i jej jakże nie znanej przeze mnie koleżance, Anecie. (z góry mówiąc, że pisze o Anecie co Lirry mi o niej mówiła) No i oczywiście nareszcie też mojej przyjaciółce Natalii. ♥
********************************************************************************
        Było to dość dziwne bo nie słyszeliśmy trzasku  rozbitego szkła. Pomimo tego w łazience była rozbita szyba a ręka Feli krwawiła. Dość zaskakujące. Jednak nie było czasu na przemyślenia.
        Szybko pojechaliśmy do szpitala. Tam chwile czekaliśmy na lekarza. W końcu podeszła do nas wysoka, szczupła i dość atrakcyjna lekarka.
        -Rodzina Tomlinson? - zapytała.
        -Tak. - powiedzieliśmy wszyscy chórem.
        -Zapraszam. - powiedziała.
        Zaprowadziła nas do jakiegoś gabinetu. Tam siedziała już jakaś pielęgniarka.
        -O mój boże! - pisnęła. -Louis Tomlinson i Suzan Tattersall! - ciągnęła piski dalej.
        -Suzan Tomlinson. - poprawił ją lekko zirytowany Louis.
        Roześmiałam się.
        -Przepraszam. - powiedziała wstając z krzesełka i przy okazji zwaliła z stolika róże dziwne szczypce.
        Lekarka westchnęła ciężko.
        -I co zrobiłaś? - westchnęła po polsku!
        -Wybacz. - powiedziała również po polsku druga.
        -To co? Ploteczki dupeczki? Obgadamy chłopaków i w ogóle. - zaśmiałam się.
        -No tak mówisz po polsku. - przypomniała sobie pielęgniarka. - Ja jestem Aneta. - przedstawiła się.
        -Ja mam na imię Natalia. - powiedziała druga.
        -To może już jej pomożecie? - zaproponowałam wskazując na Felicity.
        -Dobrze. - westchnęła Natalia.
        Szybko pozbierały z ziemi szczypce. Wreszcie zaczęły wyciągać z ręki siostry mojego męża. Po chwili było po wszystkim. Wymieniłyśmy się numerami z dziewczynami po czym wróciliśmy całą rodziną do domu.
        -Te lekarki były miłe. - powiedział Louis.
        -Wiem. - zaśmiałam się.
        Od razu po powrocie ja i Lou spakowaliśmy dzieci i wróciliśmy do domu.
        -No nareszcie. - westchnął Louis śmiejąc się.
        -Co nareszcie? - zapytałam zdziwiona.
        -Jestem w domu. - powiedział i pobiegł na górę.
        Położyłam dzieci do łóżek bo były już zmęczone.
        Usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Szybko odebrałam.
        -Stoimy pod twoim domem. - usłyszałam głos Natalii.
        -Ale jak...
        -Aneta ma bzika na waszym punkcie. - powiedziała.
        Wybiegłam z domu. Faktycznie tam były.
        -Cześć! - przywitała się ze mną Aneta.
        -Siema. - odpowiedziałam.
        Natalia przytuliła mnie na przywitanie. To było dziwne. Jakbym znała je znacznie dłużej niż zaledwie dzień.
        -Możesz poznać mnie z Harrym? - szepnęła mi pytanie.
        Bez zastanowienia wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do Harrego.
        -No cześć. Mógłbyś przyjechać? - zapytałam.
        -Jasne. - powiedział.
        Po kilku minutach był pod domem. Natalia zrobiła wielkie oczy na jego widok.
        -Wiedzę, że masz nowe koleżanki. - zaśmiał się.
        -A żebyś wiedział. - odpowiedziałam. - Poznaj Natalii. Jest lekarką. No i jej koleżankę Anetę.
        -Cześć. - powiedział wyciągając rękę w stronę Natalii.
        Ona próbowała coś powiedzieć ale jej się to nie udawało.
        -Nieśmiała. Nie ma sprawy bo jesteś ładna. - powiedział uśmiechając się do niej zalotnie.