piątek, 20 września 2013

Chapter 9

        Nie widzę w tym najmniejszego sensu. Po co mam niby iść spotkać się z jakimś gostkiem? Pewnie jest menadżerem. Może chcę, żebym była solistką, ale prawda jest taka, że ja nie potrafię śpiewać z maszyną. Z instrumentami nie czuję się taka samotna, ale to pudło, które wydaje z siebie muzykę mnie onieśmiela. Tak ja te dwieście osób na koncercie.
        Wyszłam z kabiny prysznicowej i założyłam mój mięciutki szlafrok. Usłyszałam pukanie do drzwi. Kto znowu? Jeśli Tom albo ktokolwiek z tej ferajny chce mnie prosić, żebym wróciła, to zatrzasnę mu drzwi przed oczami. No może Marth po prostu odmówię.
         Szybko zeszłam na dół. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam jakiegoś faceta. Był ubrany w koszule i dżinsy. Nigdy wcześniej go nie widziałam. A to nie był najlepszy moment na niezapowiedzianych gości, bo byłam w samym szlafroku.
         -Dzień dobry. Nazywam się Paul Higgins. A ty jesteś Elizabeth jak sądzę. Miło mi Cię poznać. - powiedział wyciągając w moją stronę rękę.
         -Dzień dobry. - powiedziała przez zęby. -Dlaczego pan przyjechał do mojego domu? Mieliśmy się spotkać w Modest o 11:30, a teraz jest 8:12. - powiedziałam patrząc na zegarek ścienny.
         -Eh, Harry był wolny tylko teraz, a wieczorem stwierdziłem, że warto go też przyprowadził. - wytłumaczył. -Na szczęście Georg podał mi twój adres. Powinien zaraz tu być.
         -Dobrze. A Harry? - zapytałam.
         Facet odsunął się i zza jego pleców wyłonił się Harry. Miał niezadowoloną minę. Czy powinnam się czegoś obawiać?
         -Cześć. - przywitał się na momencik się uśmiechając.
         -Skoro musimy czekać na mojego menadżera, to ja może pójdę się ubrać. - powiedziałam zaciskając pas szlafroka.
         -Dobrze. - westchnął Paul.
         Pobiegłam do mojego pokoju i ubrałam się w to. Kiedy byłam gotowa wróciłam do chłopaków. Nawet nie zorientowałam się, że założyłam koszulkę Toma, którą zabrałam mu bo była zbyt... Pedalska.
         -Jestem. - powiedziałam uśmiechając się do niech.
         Obydwoje wyglądali przez chwilę jakby mieli się zacząć śmiać. Nie rozumiałam dlaczego.
         -To jest męska bluzka. - powiedział Harry.
         -Wiem. Ale strasznie pedalska. - odpowiedziałam.
         -Mam koszulę w taki wzór. - powiedział a uśmiech zszedł z jego i jego (jak mniemam) menadżera  twarzy.
         -To lepiej ją przede mną chowaj bo ci zabiorę. -zaśmiałam się.
         Nagle do mojego domu wszedł George. -Przepraszam za spóźnienie. O co to całe zamieszanie?
         -Puka się. - mruknęłam pod nosem.
         -Więc... - zaczął Paul siadając na mojej kanapie gdy przeszliśmy do salonu. Wyciągnął z teczki jakąś kartkę. -Chciałbym wynegocjować, teoretycznie, Elizabeth. - to imię kuło mnie w uszy. Wiedziałam, że chodzi o mnie, ale czułam się jakby to nie było moje imię.
         -Słucham?
         -Na pewno słyszałaś już, że Modest płaciło Eleanor, za chodzenie z Louisem. - powiedział Paul lekko żartobliwie.
         -Nigdy nie obiło mi się to o uszy. Dlaczego? Może dlatego, że gdy byłam 12-letnią dziewczynką, to miałam ważniejsze sprawy niż uganianie się za One Direction. - powiedziałam śmiertelnie poważnie.
         -W każdym bądź razie jej nie płaciliśmy. - odpowiedział. -Ale to nie byłby najgorszy pomysł płacić za coś takiego tobie. - powiedział uśmiechając się do mnie.
        -Oszalałeś Paul? - zapytał George. -Ona jest wokalistką rockowego zespołu, a ten twój chłoptaś? On przyniesie nam wstyd. - powiedział ostro. -Gdyby to Elizabeth chciała z nim być, bo się jej podoba, to prawdopodobnie bym jej zabronił.
        -Naprawdę? - zapytał trochę zawstydzony Harry.
        -Widzisz! O tym właśnie mówię! A poza tym ona ma już chłopaka. Gitarzystę rockowego! -dzięki bogu, że George to powiedział. -Popowa laleczka Modest nie jest nam potrzebna do szczęścia.
        -Och, no cóż. Chciałem wam zaproponować po 20000 miesięcznie, ale skoro nie...
        -30000 dla mnie, dla Elizabeth i dla jej chłopaka. - powiedział stanowczo George.
        -Co? Ale może ja nie chcę udawać niczyjej dziewczyny jak jakaś nierządnica! - powiedziałam patrząc zdziwiona na mojego menadżera. -Za żadne skarby tego nie zrobię. - powiedziała do Higginsa.
        -A za 35000 tysięcy dla ciebie i po 30000 dla innych? To naprawdę wybije waż zespół w listach przebojów, a jakby co, to tobie pozwolimy zerwać z Harrym. - powiedział Paul podając mi kontrakt.
        Zaczęłam czytać jego treść. Było wolne miejsce na gaże i nazwiska, a cała reszta (nawet drobny druczek) była spoko. Gdyby nie fakt, że mam swoje poczucie godności podpisałabym to.
        -Na pardę George? Chcesz splamić nasz zespół dla 30000 miesięcznie? - zapytałam go patrząc mu w oczy.
        Menażer zabrał mi kontrakt, wypełnił luki i złożył swój podpis. Po kolei wszyscy się podpisali i stanęło na mnie. Co miałam zrobić?
        -Podpisujesz taki świstek raz na miesiąc i musisz po prostu udawać miłość z Harrym. To nie splami waszego zespołu, jeżeli na końcu powiesz, że tylko się nim bawiłaś. - powiedział Paul puszczając do mnie oko.
        Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem kartkę. Wszystko wydawało się okej. Wzięłam do ręki długopis i złożyłam swój podpis. Czułam się upokorzona. Ale jednak to tylko miesiąc. Prawda?
        -Dziękuję. Wiedziałem, że się zgodzisz. Kto wie. Może Harry na prawdę Ci się spodoba. - powiedział zadowolony z siebie Paul. -Jutro Harry o 12:00 przyjedzie po ciebie. Pojedziecie do ZSL LONDON ZOO. Umówiłem się tam z paparazzi na 12:30.
        -To to nie jest tak, że oni sami cię znajdują?
        -Czasami tak. - odpowiedział Harry. -A czasami menadżer ich umawia.
        -Mam pytanie. - zwróciłam się do Higginsa. -Dlaczego akurat ja?
        -Bo Directionerki myślą, że już jesteście razem. Jeszcze nie chcą Cię zrównać z ziemią, więc cie polubiły. - powiedział uśmiechając się promiennie. -Nie zepsuj tego.
        I po prostu wszyscy wyszli z mojego domu. Tylko Harry został. Dlaczego?
        -Nie idziesz z nimi? - zapytałam.
        -Nie. Kazali nam iść na spacer. Nasz na przeciwko park. - powiedział. -Umówił się tam z...
        -Paparazzi. - dokończyłam za niego. -A więc muszę się przebrać.
        Po piętnastu minutach zeszłam lekko umalowana i ubrana w to. Harry znów z kimś pisał.
        -Idziemy? - zapytał chowając telefon do kieszeni.
        -Jasne. - westchnęłam.
        Szłam przed siebie i patrzyłam do tyłu jak wstaję. To był błąd. Przyrżnęłam w coś głową. Co było dalej? Dobre pytanie. Nie mam bladego pojęcia. Ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz