piątek, 20 września 2013

Chapter 9

        Nie widzę w tym najmniejszego sensu. Po co mam niby iść spotkać się z jakimś gostkiem? Pewnie jest menadżerem. Może chcę, żebym była solistką, ale prawda jest taka, że ja nie potrafię śpiewać z maszyną. Z instrumentami nie czuję się taka samotna, ale to pudło, które wydaje z siebie muzykę mnie onieśmiela. Tak ja te dwieście osób na koncercie.
        Wyszłam z kabiny prysznicowej i założyłam mój mięciutki szlafrok. Usłyszałam pukanie do drzwi. Kto znowu? Jeśli Tom albo ktokolwiek z tej ferajny chce mnie prosić, żebym wróciła, to zatrzasnę mu drzwi przed oczami. No może Marth po prostu odmówię.
         Szybko zeszłam na dół. Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam jakiegoś faceta. Był ubrany w koszule i dżinsy. Nigdy wcześniej go nie widziałam. A to nie był najlepszy moment na niezapowiedzianych gości, bo byłam w samym szlafroku.
         -Dzień dobry. Nazywam się Paul Higgins. A ty jesteś Elizabeth jak sądzę. Miło mi Cię poznać. - powiedział wyciągając w moją stronę rękę.
         -Dzień dobry. - powiedziała przez zęby. -Dlaczego pan przyjechał do mojego domu? Mieliśmy się spotkać w Modest o 11:30, a teraz jest 8:12. - powiedziałam patrząc na zegarek ścienny.
         -Eh, Harry był wolny tylko teraz, a wieczorem stwierdziłem, że warto go też przyprowadził. - wytłumaczył. -Na szczęście Georg podał mi twój adres. Powinien zaraz tu być.
         -Dobrze. A Harry? - zapytałam.
         Facet odsunął się i zza jego pleców wyłonił się Harry. Miał niezadowoloną minę. Czy powinnam się czegoś obawiać?
         -Cześć. - przywitał się na momencik się uśmiechając.
         -Skoro musimy czekać na mojego menadżera, to ja może pójdę się ubrać. - powiedziałam zaciskając pas szlafroka.
         -Dobrze. - westchnął Paul.
         Pobiegłam do mojego pokoju i ubrałam się w to. Kiedy byłam gotowa wróciłam do chłopaków. Nawet nie zorientowałam się, że założyłam koszulkę Toma, którą zabrałam mu bo była zbyt... Pedalska.
         -Jestem. - powiedziałam uśmiechając się do niech.
         Obydwoje wyglądali przez chwilę jakby mieli się zacząć śmiać. Nie rozumiałam dlaczego.
         -To jest męska bluzka. - powiedział Harry.
         -Wiem. Ale strasznie pedalska. - odpowiedziałam.
         -Mam koszulę w taki wzór. - powiedział a uśmiech zszedł z jego i jego (jak mniemam) menadżera  twarzy.
         -To lepiej ją przede mną chowaj bo ci zabiorę. -zaśmiałam się.
         Nagle do mojego domu wszedł George. -Przepraszam za spóźnienie. O co to całe zamieszanie?
         -Puka się. - mruknęłam pod nosem.
         -Więc... - zaczął Paul siadając na mojej kanapie gdy przeszliśmy do salonu. Wyciągnął z teczki jakąś kartkę. -Chciałbym wynegocjować, teoretycznie, Elizabeth. - to imię kuło mnie w uszy. Wiedziałam, że chodzi o mnie, ale czułam się jakby to nie było moje imię.
         -Słucham?
         -Na pewno słyszałaś już, że Modest płaciło Eleanor, za chodzenie z Louisem. - powiedział Paul lekko żartobliwie.
         -Nigdy nie obiło mi się to o uszy. Dlaczego? Może dlatego, że gdy byłam 12-letnią dziewczynką, to miałam ważniejsze sprawy niż uganianie się za One Direction. - powiedziałam śmiertelnie poważnie.
         -W każdym bądź razie jej nie płaciliśmy. - odpowiedział. -Ale to nie byłby najgorszy pomysł płacić za coś takiego tobie. - powiedział uśmiechając się do mnie.
        -Oszalałeś Paul? - zapytał George. -Ona jest wokalistką rockowego zespołu, a ten twój chłoptaś? On przyniesie nam wstyd. - powiedział ostro. -Gdyby to Elizabeth chciała z nim być, bo się jej podoba, to prawdopodobnie bym jej zabronił.
        -Naprawdę? - zapytał trochę zawstydzony Harry.
        -Widzisz! O tym właśnie mówię! A poza tym ona ma już chłopaka. Gitarzystę rockowego! -dzięki bogu, że George to powiedział. -Popowa laleczka Modest nie jest nam potrzebna do szczęścia.
        -Och, no cóż. Chciałem wam zaproponować po 20000 miesięcznie, ale skoro nie...
        -30000 dla mnie, dla Elizabeth i dla jej chłopaka. - powiedział stanowczo George.
        -Co? Ale może ja nie chcę udawać niczyjej dziewczyny jak jakaś nierządnica! - powiedziałam patrząc zdziwiona na mojego menadżera. -Za żadne skarby tego nie zrobię. - powiedziała do Higginsa.
        -A za 35000 tysięcy dla ciebie i po 30000 dla innych? To naprawdę wybije waż zespół w listach przebojów, a jakby co, to tobie pozwolimy zerwać z Harrym. - powiedział Paul podając mi kontrakt.
        Zaczęłam czytać jego treść. Było wolne miejsce na gaże i nazwiska, a cała reszta (nawet drobny druczek) była spoko. Gdyby nie fakt, że mam swoje poczucie godności podpisałabym to.
        -Na pardę George? Chcesz splamić nasz zespół dla 30000 miesięcznie? - zapytałam go patrząc mu w oczy.
        Menażer zabrał mi kontrakt, wypełnił luki i złożył swój podpis. Po kolei wszyscy się podpisali i stanęło na mnie. Co miałam zrobić?
        -Podpisujesz taki świstek raz na miesiąc i musisz po prostu udawać miłość z Harrym. To nie splami waszego zespołu, jeżeli na końcu powiesz, że tylko się nim bawiłaś. - powiedział Paul puszczając do mnie oko.
        Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem kartkę. Wszystko wydawało się okej. Wzięłam do ręki długopis i złożyłam swój podpis. Czułam się upokorzona. Ale jednak to tylko miesiąc. Prawda?
        -Dziękuję. Wiedziałem, że się zgodzisz. Kto wie. Może Harry na prawdę Ci się spodoba. - powiedział zadowolony z siebie Paul. -Jutro Harry o 12:00 przyjedzie po ciebie. Pojedziecie do ZSL LONDON ZOO. Umówiłem się tam z paparazzi na 12:30.
        -To to nie jest tak, że oni sami cię znajdują?
        -Czasami tak. - odpowiedział Harry. -A czasami menadżer ich umawia.
        -Mam pytanie. - zwróciłam się do Higginsa. -Dlaczego akurat ja?
        -Bo Directionerki myślą, że już jesteście razem. Jeszcze nie chcą Cię zrównać z ziemią, więc cie polubiły. - powiedział uśmiechając się promiennie. -Nie zepsuj tego.
        I po prostu wszyscy wyszli z mojego domu. Tylko Harry został. Dlaczego?
        -Nie idziesz z nimi? - zapytałam.
        -Nie. Kazali nam iść na spacer. Nasz na przeciwko park. - powiedział. -Umówił się tam z...
        -Paparazzi. - dokończyłam za niego. -A więc muszę się przebrać.
        Po piętnastu minutach zeszłam lekko umalowana i ubrana w to. Harry znów z kimś pisał.
        -Idziemy? - zapytał chowając telefon do kieszeni.
        -Jasne. - westchnęłam.
        Szłam przed siebie i patrzyłam do tyłu jak wstaję. To był błąd. Przyrżnęłam w coś głową. Co było dalej? Dobre pytanie. Nie mam bladego pojęcia. Ciemność.

Chapter 8

BRAK SZACUNKU!!
*************************************************************************
        Dziś jest bardzo pracowity dzień. O 7:30 wszyscy musieli być w studiu, które jest na drugim końcu miasta. Nikomu nie chciało się wstać, tłumaczyli sobie to tym, że jest weekend. Ale tak na prawdę, to nawet w środę nie chciałoby im się wstać.
        Tylko ja prawię bez problemu wstałam. Szybki prysznic, szybkie ubranie się, zjedzenie śniadanie w drodze było dla mnie rutyną. Martha, na przykład była mega niezorganizowana. Biegała po całym domu ze spodniami na wysokości kostek i myjąc zęby. Do tego popędzała mnie, żebym szybciej robiła kanapki.
        Nasi goście wczoraj wieczorem wrócili do domów. Nareszcie. Myślałam, że zaraz umrę. Musiałam robić więcej obiadów niż zazwyczaj. A chciałam dodać, że to ja kupuję składniki. Jak jakiś niewolnik. Dlatego ja też już dziś wracam do mojego przytulnego domku.
        -Pospieszcie się bo się spóźnimy! - krzyknęłam na cały dom. Z góry zbiegł gotowy Marion a za nim,Tom zakładający koszulkę. A gdzie nasza nowa parka? -MARTH! MICHAEL! RUSZCIE SIĘ!!!!
        Dałam gotowym chłopakom po kanapce i kawie z puszki, które wczoraj kupiłam dla nich w Starbucksie. Dla siebie kupiłam śmietankę do kawy w kartoniku i butelkę wody w spożywczaku. Śmietankę, bo bardzo dobrze nawilża gardło.
         -Idźcie już do samochodu. Zaraz przyjdziemy - powiedziałam do chłopaków i pobiegłam na górę. Martha właśnie wychodziła z łazienki. Była gotowa. -Leć do samochodu. - nakazałam jej.
         Michael wychodził ze swojego pokoju. Był totalnie w proszku. Ja chyba zaraz wybuchnę.
***
         Wreszcie dojechaliśmy do studia. Spóźniliśmy się o pół godziny i nie będę wytkała Michaela palcem, tłumacząc przez kogo. Szybko wbiegliśmy do budynku. Przy recepcji siedziała Jenny, tak jak zawsze.
         -Macie szczęście. Wasz menadżer stoi w korku. - powiedziała uśmiechając się promiennie.
         -Dzięki bogu. - westchnął Marion. -Mielibyśmy przechlapane.
         -Macie iść do sali nagraniowej. Tej z instrumentami. Nie wiem jak to się nazywa. - powiedziałam trochę przerażona.
         Tylko przytaknęłam i wsiadłam do windy. Zawsze oni zaczynali nagrywać, a ja w tym czasie ćwiczyłam. Miałam słuchawki na uszach i śpiewałam tekst z kartki. Dzięki temu było mniej powtórzeń i szybciej wracaliśmy do domów.
         Nasz menadżer zjawił się po godzinie. -Dobrze. Szybko łapcie za instrumenty. A ty Elizabeth szybko powtarzaj! - powiedział zdenerwowany. Tylko wtedy nazywał mnie Elizabeth.
***
         -No to co teraz? Idziemy na imprezę? - zapytała Marth.
         -Ja pasuję. Gardło mi pada. - westchnęłam zachrypniętym głosem.
         -To tym bardziej powinnaś sobie wypić ze dwa piwka. - powiedziała Martha.
         -Ale ja nie jestem pełnoletnia. - przypomniałam. 
         Powoli ich "Choć na impreze" doprowadzało mnie do szału. Co ja tam miałam niby robić? Niby tańczę, ale tylko w video diary. A w dodatku jakoś nie mam szczególnie ochoty, żeby jakiś nawalony jak stodoła koleś mnie podrywał. Tak jak ostatnio. Pojechałam metrem do domu. Byłam już zmęczona nimi i tym dniem.
         W domu jak zawsze weszłam na Twittera. Kolejni followersi i tweety do mnie. Tym razem to było w większości "Harry jest mój". Niby mnie nie nienawidzą, ale i tak mnie obserwują. Odpisałam im, że wcale nie mam zamiaru stawać na drodze ich miłości. Harry jakoś specjalnie mi się nie podoba. Dostałam jeszcze jedną wiadomość na prywatnych. Od Modest! . Czego oni mogą ode mnie chcieć? Mój menadżer zawsze informował mnie o wszystkim osobiście.
         DO: @SophieERGMAMcHara
         
         @ModestMgmt : Panno McHara, mamy bardzo interesującą propozycję. Dobrze płatną. Proszę stawić się jutro o 11:30 w Biurze. ~ Paul Higgins
         Kto to jest k*rwa Paul Higgins? Jakiś zboczeniec czy co? W każdym bądź razie pracuje w Modest! więc musi być popieprzony. Nie chcąc obrazić Goerga. Albo nie. Zdarł mi gardło. Chce go obrazić

środa, 18 września 2013

Znowu będę zaśmiecać stronkę choć tego nie czytacie.

https://www.facebook.com/opowiadania.blogi
Like dla tej stronki. Mogę zrozumieć, że nie obserwujecie bloga bo nie macie konta google, ale każdy ma facebooka. Dopiero zaczynają. Uważam, że takie stronki są przydatne, bo każdy kto ma talent może się dzięki temu wybić.
Nadal uważam, że opowiadań nie będzie bez komentarzy.

wtorek, 17 września 2013

Chapter 7

Ostatnio to się nie powiodło, ale teraz to już spokojnie mogę powiedzieć, nie ma komentarzy, nie ma nowego rozdziału.

*************************************************************************
        Była 5:30. Najwyższa pora żeby wstać. O 8:00 zaczynają mi się lekcje. Martha oczywiście już od dawna namawia mnie, żebym rzuciła szkołę. Tak jak ona i Marion. Tylko, że ja nie chce wywozić śmieci kiedy nasza kariera się już skończy. Chodzę do najzwyklejszej, publicznej szkoły. Nie przychodzą tam Paparazzi ponieważ nie jestem jakaś szczególnie sławna.
         Szybko wzięłam prysznic i ubrałam to. Szybko zeszłam na dół żeby zjeść śniadanie. Musiałam być bardzo cicho, bo naszym niezapowiedzianym Tom pozwolił zostać ile chcą, a że dom Harrego jest osaczony zawsze przez paparazzi to jest u nas od tygodnia. Suzan z resztą też.
         Zrobiłam sobie kanapkę z szynką i pobiegłam na przystanek. Ledwo zdążyłam. W autobusie spotkałam moją koleżankę, Kate. Była ode mnie młodsza o rok. Za dużo nie rozmawialiśmy, tylko tyle co w autobusie. Podszas przejazdu 1 przystanku.
         -Cześć. - powiedziałam szeroko się do niej uśmiechając.
         -Hej. - odpowiedziała. -Ty nadal do szkoły? Ostatnio przybyło wam trochę fanów. Puszczają was w radiu praktycznie bez przerwy. Nawet teraz. - powiedziała zakładając mi na uszy słuchawki.
         Faktycznie. Poznawałam specyficzny sposób grania na basówce. Mój głos brzmiał nie źle. Może jednak potrafię śpiewać.
         -Nieźle. - powiedziałam delikatnie się uśmiechając. -Niedługo paparazzi zaczną śledzić każdy mój krok.
         Jednak szybciej niż się spodziewałam. Gdy tylko wyszłam później z underground. Był tylko jeden, ale i tak czułam się dość nietypowo. Miałam mu kazać sobie pójść? Może zapozować? To była pierwsza taka sytuacja. Postanowiłam tylko się uśmiechnąć i pójść dalej. Trochę przyspieszyłam bo miałam tylko piętnaście minut.
***
         Poczułam wibrację. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Faktycznie dostałam smsa od Toma. Pytał kiedy wrócę bo są głodni. Miałam jeszcze pół godziny lekcji.
         -Ok. Minęło piętnaście minut. Sprawdzamy obecność. - powiedziała nauczycielka. -Alden Colin.
         -Jestem.
         Szybko odpisałam na smsa.
         DO: Tom
         14:10, 17 września
         Sophie: Minimum za godzinkę będę. Jak po mnie przyjedziesz, to wrócę szybciej.
         -McHara Elizabeth
         -Jestem. - powiedziałam podnosząc rękę do góry.
         Tak mam na imię Elizabeth i to nie jest śmieszne. Tata nazywał mnie Sophie, po mamie więc tak się przedstawiałam pomimo mojego prawdziwego imienia. Tak na prawdę mam na imię Elizabeth (mama tak sobie zażyczyła zanim na moje nieszczęście zmarła przy porodzie, bo przez to tata nigdy mnie nie kochał) Roxanne (podobało się tacie) Grace (po babci) Maria (po matce Jezusa) Alecia (sama sobie wybrałam na bierzmowanie, bo tak ma na imię P!nk) McHara. Poprzedzając pytania, tak miałam problem z nauczeniem się tego.
         -I Young Nayda.
         -Jestem.
         -Dobrze więc, przejdźmy do lekcji. Za tydzień wyjeżdżacie do Portugalii, więc rozdam wam karteczki z godziną zbiórki, odjazdu i powrotu dla waszych rodziców. - jak dobrze, że to godzina wychowawcza. -Pamiętajcie przy pakowaniu, że tam jest ciepło. Czasami dochodzi do 30 stopni, więc nie brać jakiś swetrów czy kurtek tylko letnie ubrania.
         Jakbym na to nie wpadła. W południowej Portugalii jest cieplej niż w Londynie. To mi zaskoczenie.
         -A będziemy sami w samolocie? - zapytała Agnes
         Dostałam smsa. Nauczycielka stała za blisko więc nie mogłam go odebrać.
         -Niestety nie, dlatego będziecie musieli się zachowywać cicho.
         -A gdzie będziemy spali? - zapytał Andrew.
         -W hotelu. Każdy będzie miał kawalerkę. - powiedziała z rozpromienionym głosem. No tak. Oprócz naszej wychowawczyni jedzie pan od historii. Jej były mąż. Na pewno nie chciałaby musieć z nim spać. -Jakieś jeszcze pytania?
         -Czy będziemy mieli czas wolny? - zapytała Violet.
         -Jesteście już na tyle starzy, że będziecie mogli robić co chcecie przez cały dzień. Tylko będziecie musieli po 21:30 być w hotelu. Nic więcej nie wymagam. - powiedziała uśmiechając się.
         Po klasie rozniosło się głośnie "YEH!"
         Nareszcie dzwonek. Szybko wyszłam z sali i zobaczyłam wiadomość.
         DO: Sophie
         14:33, 17 września
         Tom: Harry po Ciebie przyjedzie. Nie ma co robić.
         Napisałabym mu, że to szaleństwo, ale Harry pewnie już na mnie czekał. No cóż.
         -Harry Styles odbierze mnie ze szkoły. - powiedziałam do Caroline idącej obok mnie. Tak, tej Caroline, która swego czasu kochała Harrego.
         -Dlaczego on zawsze wolał ciebie? - powiedziała lekko zirytowana.
         -Bo jestem fajniejsza? - zaśmiałam się.
         Caroline walnęła mnie biodrem śmiejąc się tak jak ja. -A mogę go chociaż poznać? Przez te sześć lat mi się to nie udało.
         -Jasne. - przytaknęłam i pociągnęłam ją za rękę do wyjścia. -I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie wiem jakim samochodem on miał przyjechać. - zaśmiałam się kiedy stanęłyśmy na kostce brukowej przed szkołą.
         W tym momencie na parking wjechało srebrne porsche Toma i zaparkowało tuż przed nami. Otworzyła się szyba i wyjrzał zza niej uśmiechnięty Styles.
         -Długo czekacie? - zapytał,
         -Wieki. - zaśmiała się Caroline.
         -Myślałam, że zaraz przyrośniemy do chodnika. - dodałam. -Nie, żartuję. Dopiero wyszłyśmy.
         -Pamiętasz mnie? - narzuciła się Caroline.
         -To ty jesteś tą dziwną koleżanką, która się we mnie zakochała jak miała 11 lat? - zapytał. To było trochę wredne.
         -Wiesz Caroline, my już pojedziemy. - powiedziałam szybko siadając z przodu. -Pa.

poniedziałek, 16 września 2013

Adventure 60 [ZWIASTUN]

Piosenka
PART 1
       -Czyli mówisz, że nie wytrzymujesz psychicznie? - powiedziała sącząc herbatę z wielkiego kubka. -Zdradził Cię z byłą. To zrozumiałe. Chciałabym wiedzieć co czujesz. Byłoby mi wtedy łatwiej. - powiedziałam nerwowo.
       -Czyli mi nie pomożesz? - powiedziałam przerażona.
       Dziewczyna zmierzyła mnie poważnie wzrokiem.
*************************************************************************
PART 2
       -Na prawdę? - powiedziałam zdziwiona. -Czyli to nie o mnie Ci chodziło?
       -Nie do końca. Jesteś na prawdę cudowna. Kocham Cie.
       -Pomimo tego, to jest to bardzo romantyczna historia. Nie uważasz?
       Chłopak cały się zarumienił. To było uroczę. Oni byli uroczy, choć to mnie bolało. Może nawet bardzo.
*************************************************************************
PART 3
       Uczucie porównywalne do piłeczki od ping-ponga w gardle. Ale mu obiecałam. Zaraz wszystkiego się dowie. Powiem o wszystkim.
        -Więc?
*************************************************************************
PART 4
        -Wyjeżdżamy. - powiedziała z oczami na wierzchu.
        -Co dokąd? - powiedziałam zdziwiona.
        -Do domów. Zerwali z nami kontrakt. - powiedziała trzęsąc się.

Section 1

Nie rozumiem dlaczego Soph nie chce iść z nami na imprezę. To ona najbardziej z nas wszystkich potrzebuje rozrywki. Powinna się wyluzować...
-No i jesteśmy na miejscu!-Zawołał Marion.
Tom wraz ze swoją dziewczyną wkroczyli do clubu. Za nimi Michael i Marion. Wzięłam Matta za rękę i pociągnęłam w stronę wejście. Z Mattem jesteśmy parą jakoś tak z pół roku.
Podeszliśmy do barku, gubiąc przyjaciół. Zamówiłam to co zawsze i usiadłam na stołku. Wypiliśmy jeden drink. No dobra cztery... W głowie zaczęło mi szumieć.
-Wiesz co Matt? Nie możemy być razem.
-Coo?
-Zrywam z tobą!-Zaśmiałam się i wstałam, aby poszukać Mariona... Zachwiałam się. Poczułam czyjeś ręce na biodrach.
-O Marion. Jak miło.-wybełkotałam i go pocałowałam. Przyjaciel odwzajemnił pocałunek.
-Nie wiem jak wyglądam. Chce do lustra! Do łazienki!- jęknęłam.
Marion mnie obiął i zaprowadził gdzie chciałam. Z nim czhyba nie było tak źle jak ze mną.
Do łazienki weszłam podpierając ścianę. W środku była dziewczyna Toma.
-Odwal się od niego suko.-warknęłam.
-Co?- zdziwiła się
-Zależy mi na nim. A on tego nie widzi.-Rozpłakałam się.
Dziewczyna obięła mnie mocno i zaczęła pocieszać.
*************
Obudziłam się z piekielnym bólem głowy. Obok mnie spał Tom, w łóżku i pokoju Sophie!
Wstałam i chwiejnym krokiem skierowałam się w stronę kuchni.
-Umieram!-jęknęłam widząc Soph robiącą naleśniki. Na kanapie siedział brunet z loczkami.
-Hej.-Przywitałam się słabo.
-Lepiej spójrz do lustra- Zaśmiała się.
Spojrzałam. Wyglądałam okropnie.
Tusz mi się rozmazał, zresztą eye-liner też. Pod oczami mam fioletowe kręgi, a same oczy zapuchnięte. Włosy do pasa... Końcówki przypalone. Pff powinnam sobie w tym momencie przysiąc, że już nigdy się nie upiję, ale to mnie odstresowuje.
Wzięłam pierwszą lepszą  komórkę ze stołu i zadzwoniłam do Marka.
-Halo?-Usłyszałam w słuchawce.
-Mark pilnie cię potrzebuję. Ktoś spalił mi włosy.
-Gdzie jesteś?
-U Toma.
Takie wydarzenia miały miejsce często więc Mark się nie zdziwił a ja zapamiętałam jego numer.
**************
Reszta ludzi wstała już po wizycie Marka. Moje włosy były ładnie przycięte i zdążyłam się umyć. Ból głowy też zelżał.
- Harry...?
- Tak?
-Co ty tak właściwie tutaj robisz?
- Yyy nie wiem. Przyszedłem po imprezie. No i wiesz...- W tym momencie do pokoju wparował Marion.
- Hej kochanie.- Powiedział uśmiechając się szeroko. Podszedł do mnie i pocałował mnie w usta.
Byłam w lekkim szoku. Nigdy tak nie robił. W końcu to mój przyjaciel, a nie chłopak. Chłopakiem jest Matt.
Wzięłam Soph za rękę i wyprowadziłam z pokoju bez słowa.
-Ej! bo naleśniki się źle usmażą!- Zawołała.
- Cicho! Czy ja o czymś nie wiem? Co z Marionem?
-Naprawdę nie pamiętasz?- Przyjaciółka zrobiła wielkie oczy.
- Nieee.- Zaprzeczyłam
- Zerwałaś z Mattem, on Ci podpalił włosy, a teraz jesteś z Marionem.
- Serio?
- No tak przynajmniej zrozumiałam wczoraj... Ale możliwe, że coś poplątaliście opowiadając mi.
- O Boże- Złapałam się za głowę. Nagłe zawroty nie pomagały w trzeźwym myśleniu.

Chapter 6

To z mojego (chyba) ulubionego filmu
*************************************************************************
        -Hahaha. - powiedział sarkastycznie Tom.
        -To jest śmieszne. Nie tylko ona, ale wy wszyscy. - pękałam.
        Martha i Marion zataczali się po schodach do swoich sypialni. Ale to było nic.
        -Mogę skorzystać z toalety? - powiedział jedyny w swoim rodzaju Harry Styles, do którego lepiła się wręcz chamsko dziewczyna Toma. Tuż za nimi kroczyła równie pijana Suzan Tattersall. Płakałam. Ja po prostu płakałam ze śmiechu widząc jak chwieję się gwałtownie na boki trzymając flaszę w ręce i płacząc jeszcze bardziej niż ja. Ma dlaczego, ale po co w takim razie wkładała szpilki?
        -Jasne na końcu korytarza. - powiedziałam wskazując mu drogę. -A gdzie Michael? - zapytałam.
        -Zasnął w ogrodzie zdaję się. - westchnął Tom idąc do kuchni.
        Ja nadal się śmiałam. To było wszystko takie niemożliwie idiotyczne. Ale najlepsze było to, że Suzan wywaliła się na nową dziewczynę, teraz to chyba już Harrego Stylesa i obydwie zaliczyły głośną glebę. Co połączyło się z głośniejszym wybuchem śmiechu.
        -Coś przegapiłem? - zapytał Styles przychodząc z powrotem do przedpokoju.
        -Sporo, ale nic nie może się równać z tym, że Suzan zlizuję wódę z podłogi. - opowiedziałam.
        -Czyli już zaliczyła glebę. A ja tyle czekałem żeby to zobaczyć. - parsknął śmiechem tym samym rozśmieszając mnie jeszcze bardziej.
        Powinnam zapytać go o wszystko, ale jest tak pijany, że chyba nawet jeszcze się nie skapną, że ta dz*wka obśliniła cały jego policzek. Policzki pulsowały mi z bólu, ale ja nie mogłam przestać się śmiać. Z resztą Styles też.
        -A pan to tu zostaję na noc? - zapytałam faceta.
        -Ja? Na to wygląda. - powiedział patrząc na jego pasożyta. -Ona tak szybko nie wypuści mnie ze swoich szponów.
        -Racja.
***
       Nastał ranek. Martha która musiała zostać przeniesiona (dosłownie) do mnie do pokoju spała w najlepsze. Ja wyszłam z łóżka i skierowałam się pod prysznic. Będę musiała posprzątać po moich imprezowiczach, bo później jeszcze dalej ciągnęli imprezę i zrobili niezły burdel.
       Gdy się myłam zupełnie zapomniałam o nieplanowanych gościach i zaczęłam śpiewać Ylvis - The Fox, później Rihanna - We Found Love i jeszcze Titanium Davida Guetta. Dopiero po jakimś czasie skapnęłam się co robię i jakie jest moje położenie. Na szczęście nie śpiewam za głośno, więc żadnego z tych pijaków nie pobudziłam.
        Ubrałam to i zrobiłam sobie kucyka z jedną kokardką. Szybko zbiegłam na dół, żeby zobaczyć ile pracy będę musiała włożyć w sprzątanie. Jednak kiedy weszłam do salonu nie zobaczyłam ani puszek, ani szklanek, ani porozrzucanych poduszek. Wszystko była na swoim miejscu. Była tam tylko jedna nadpoziomowa rzecz. Harry Styles siedzący na kanapie w dresie Toma. Siedział i pisał z kimś smsy.
        -Mam pokój obok łazienki w której się myłaś. - wytłumaczył. -Długo się myjesz. Ja zdążyłem zrobić to samo, posprzątać i odebrać waszą pocztę. A i przywłaszczyłem sobie szczoteczkę. Była nieodpakowana, więc pomyślałem, że najwyżej zwrócę wam kasę. - powiedział.
        -Spoko. Kiedyś kupiłam tą szczoteczkę, bo myślałam, że zapomniałam swojej z domu. Dobrze, że ktoś ją w końcu użył. - powiedziałam. -A tak właściwie to może jest pan głodny? Zrobić coś do jedzenia? Nie chcę się chwalić, ale mój wujek nauczył mnie robić najlepsze naleśniki na świecie. - definitywnie się pochwaliłam, ale to nic. -Tylko jeśli by pan je chciał, to musiałabym skoczyć do sklepu bo twaróg i dżem. Ale to żaden problem, bo sklep jest za rogiem.
        Styles patrzył na mnie zdziwiony. Jakbym powiedziała coś nie tak. Tylko się nieśmiało uśmiechnęłam, żeby nie zapeszać. -Zgrywasz się? - powiedział zadziwiony.
        -Nie. Na prawdę ten sklep jest nie daleko.
        -Nie o to chodzi. - powiedział lekko się uśmiechając.
        -W takim razie, tak, robię prawdopodobnie lepsze naleśniki niż ty.
        -Nie zgrywasz się?! Ty na prawdę tak na serio to mówiłaś. Boże. Nikt nigdy tak do mnie nie mówił. - zaśmiał się. -Ile ty masz lat?
        -Za niecałe dwa miesiące 17. - wytłumaczyłam nie rozumiejąc o co mu chodzi. Co mają do tego naleśniki.
        -Sześć lat różnicy. Młodsze od Ciebie mówią mi po imieniu, albo nawet mężu, a ty wyskakujesz mi z pan. - powiedział nie dowierzając.
        -To mam iść po ten twaróg, czy nie?
        -Mów mi Harry. Sześć lat różnicy, a ty jesteś prawię pełnoletnia. Czułbym się niekomfortowo gdybyś nie przestała.
        -Ale co z tymi naleśnikami?
        -Możesz zrobić. - powiedział puszczając do mnie oko.
        -A co do tego pana, to wczoraj Ci nie przeszkadzał.
        -Bo byłem nawalony, na policzku miałem ślimaka i śpiewałem hity Abby. Było mi wszystko jedno. - rozśmieszył mnie. -A tak szczerze, to ona na prawdę wygląda jak ślimak.
        -Strasznie. - zachichotałam.
        -Fajna koszulka. - powiedział wskazując na mój T-Shirt.
        -Dzięki. - dopiero teraz mi się przypomniało. Miałam go zapytać o to co pamięta.
        -Na serio nic nie pamiętasz? - uprzedził mnie.
        -Nic. Może rozjaśniłbyś mi sprawę. - powiedziałam uśmiechając się.
        -Nie pamiętasz jak tańczyliśmy i śpiewaliśmy na przystanku? Jak koleżanki wpychały cię na siłę do piekarni, bo jako jedyna potrafiłaś się do mnie odezwać. Nie pamiętasz? - powiedział z niedowierzaniem.
        -A jak się właściwie my się poznaliśmy? Tak wiesz, po imieniu.
        -Kiedy zapytałaś mnie o godzinę. Koleżanka kazała Ci mnie zapytać. To było trochę dziwne, bo byłyście wtedy takie malutkie. - zaśmiał się.
        -W porównaniu do ciebie. - powiedziałam.
        -Ale twojej koleżance to nie przeszkadzało. - ciągnął.
        -Tobie też, że ja jestem młodsza. - zgasiłam go.

niedziela, 15 września 2013

Section 0

Jeszcze 3 miesiące temu chodziłam do szkoły, jak każda zwyczajna, poważna licealistka. Miałam przyjaciół, ukochanego... A teraz mam i ich i początkującą sławę. Karol ubrała mnie w dosyć fajne rzeczy, ale wolałabym być w innych. Ale nie ma co narzekać Soph ma gorsze. Zdecydowanie. Marion, Michael i Tom jak to faceci nie mieli zbytniego problemu w zaakceptowaniu ciuchów, które wybrała im Karol.
Przytuliłam każdego po kolei i życzyłam powodzenia. Po policzkach popłynęły mi łzy wzruszenia.
-Nie płacz głupia. Nie tak cię uczono.- Skarciłam sama siebie w myślach.
Szybko otarłam oczy i zdobyłam się na szeroki uśmiech.
- Co się szczerzysz mała?- Zapytał zaczepnie Tom i już chciał potargać mi włosy, ale szybko uskoczyłam.
- Powaliło cię? Chcesz jej popsuć fryz przed koncertem?!- Zawołał Mark, nasz fryzjer.
- Przepraszam...
- Jezuu skończcie wreszcie.- Zawył żałośnie Marion. Za dużo słodyczy...
- Marion rozumiem, że przeszkadza Ci to, że przyjaźnię się z Marthą, ale to nie nasza wina.
- No właśnie!- Potwierdził Michael, przeżucając mnie sobie przez ramię.
W końcu mnie odstawił.
- Ej ludzie. To, że jestem od Was niższa (co nie znaczy, że jestem niska), nie robi mnie waszą maskotką. Znajdźcie sobie kogoś innego.

Chapter 5

Everypony!
*************************************************************************
        -PIZZA! - powiedziałam biorąc pierwszego gryza do ust.
        -Smacznego makaroniarzu. - zaśmiał się Marion.
        -Dziękuję.
        -Tylko się nie udław. - powiedział Tom sucho.
        -PIZZA! - zaśmiała się Martha.
        Ach... Mój ukochany zespół. Marion, który kochał kuchnie. Całego świata. Potrafił wszystko zrobić. Ale najlepiej wychodziła mu pizza. A później nazywał mnie makaroniarzem, bo co jak co, ale włoską kuchnie to ja ubóstwiam. Tom, który zawsze przyprowadzał dziewczyny do swojego domu i udawał przed nimi tego "niegrzecznego". A Martha? Jak tu jej nie kochać za całokształt?
         -Lolz. - powiedział Michael. -Pizza z buźką salami. - no tak. Zapomniałam. Marion zawsze układał uśmiechniętą buzię na pizzy, a Michael kiedy ją jadł udawał typowe nastolatki i jadł tak, żeby nie spaskudzić sobie swoich "nowych różowych tipsów".
         -Hej, co wy na to, żeby iść na miasto wieczorem. - powiedziała dziewczyna Toma. To nas zaskoczyło, bo zazwyczaj milczały.
         -Spoko. - powiedziałam chichocząc. Jakby nie mogła powiedzieć, że po prostu chcę,żeby Tom ją przeleciał.
***
         Tak bardzo mi się nie chcę tam iść. Byłam już ubrana, ale chętnie bym przebrała się w piżamkę i wskoczyła do łóżeczka, które patrzyło na mnie tęsknymi oczyma. Wszyscy inni wyglądali na podekscytowanych. Co by powiedzieli, gdyby z nimi nie poszła? Zawsze mogę to sprawdzić...
         -Ja zostaję w domu! - krzyknęłam na cały dom.
         -Dlaczego? - powiedziała Martha wparowując do "mojego" pokoju. -Przecież to ty namówiłaś innych, żeby poszli.
         -No to idźcie. Na pewno będzie fajnie. - powiedziałam ciepło. się do niej uśmiechając.
         Gdy sobie poszła zdjęłam buty i skarpety. Do pokoju wszedł Michael. -Mam iść czy wolisz, żebym został? - zapytał lekko zaniepokojony.
         -Idź. Na pewno będziesz się świetnie bawił. - powiedziałam lekko zdenerwowana. Wypchnęłam go na korytarz i zamknęłam drzwi.
         Szybko ściągnęłam kieckę i zarzuciłam górę od piżamy zanim ktokolwiek zdążył wejść. W porę bo do pokoju wszedł Marion.
         -Bez ciebie nie będziemy się tak dobrze bawić. - powiedział smutno.
         -Ale ja wole siedzieć w łóżku niż patrzeć, jak ta laska lepi się do Toma, tylko dla jego pieniędzy. - zaśmiałam się.
         -Odbiera apetyt. - przyznał i zniknął
         Szybko założyłam dół i poszłam do łazienki, żeby zmyć makijaż. W toalecie spotkałam tą jędze. Nakładała sobie na twarz setną warstwę tapety. Lolz.
         -Myślisz, że podobam się Tomowi? - spytała nie odrywając wzroku od lustra.
         -Możliwe. - westchnęłam.
         Wyjęłam z szuflady mleczko do demakijażu i nalałam jego sporą ilość na wacik, po czym wyczyściłam cobie oczy.
         -Jesteś dziwna. Najpierw się malujesz do klubu, a później Ci się odechciewa iść. - zachichotała.
         -Nie jest dziwna. Jest... - powiedział Tom. -Ona po prostu jest Sophie.
***
         Siedziałam na Twetterze i odpisywałam fanom, gdy moją zwróciło pewne zdjęcie które wysłał mi Michael. Był na nim on, Martha, Tom, ta idiotka i ten cały Harry Styles, który nadal nic mi nie mówił. Mój chłopak podpisał to zdjęcie "Patrz kogo spotkaliśmy! Jeślibyś poszło to poczułabyś się głupio, bo on Cię doskonale pamięta. Dobra, prawię doskonale."  Powinnam tam iść. Może by mi coś przypomniał.
         Usłyszałam jak te pijaki wchodzą do domu. Dość wcześnie jak na nich. Dopiero 22:00. To BARDZO wcześnie. Zazwyczaj to była 2:00 do 5:00. Szybko zbiegłam na dół, żeby zobaczyć co się stało.
         Myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem, choć wiem, że nie tak powinna wyglądać moja reakcja na obrzyganego Mariona, Marthy z spalonymi końcówkami, teraz już włosów do ramion. Jeszcze rano sięgały prawie do pasa. Tom wyszedł bez skazy, tylko był bardziej ponury niż zwykle. Dlaczego? Powód właśnie przechodził przez drzwi. Wybuchłam głośnym śmiechem. Po moich policzkach spływały łzy. Prawię przewróciłam się na podłogę, ale w ostateczności usiadłam na kanapie.
         -Nie wierze. Tom, twoja pani idealna, chyba dla ciebie nigdy już nie będzie taka idealna.