poniedziałek, 16 września 2013

Chapter 6

To z mojego (chyba) ulubionego filmu
*************************************************************************
        -Hahaha. - powiedział sarkastycznie Tom.
        -To jest śmieszne. Nie tylko ona, ale wy wszyscy. - pękałam.
        Martha i Marion zataczali się po schodach do swoich sypialni. Ale to było nic.
        -Mogę skorzystać z toalety? - powiedział jedyny w swoim rodzaju Harry Styles, do którego lepiła się wręcz chamsko dziewczyna Toma. Tuż za nimi kroczyła równie pijana Suzan Tattersall. Płakałam. Ja po prostu płakałam ze śmiechu widząc jak chwieję się gwałtownie na boki trzymając flaszę w ręce i płacząc jeszcze bardziej niż ja. Ma dlaczego, ale po co w takim razie wkładała szpilki?
        -Jasne na końcu korytarza. - powiedziałam wskazując mu drogę. -A gdzie Michael? - zapytałam.
        -Zasnął w ogrodzie zdaję się. - westchnął Tom idąc do kuchni.
        Ja nadal się śmiałam. To było wszystko takie niemożliwie idiotyczne. Ale najlepsze było to, że Suzan wywaliła się na nową dziewczynę, teraz to chyba już Harrego Stylesa i obydwie zaliczyły głośną glebę. Co połączyło się z głośniejszym wybuchem śmiechu.
        -Coś przegapiłem? - zapytał Styles przychodząc z powrotem do przedpokoju.
        -Sporo, ale nic nie może się równać z tym, że Suzan zlizuję wódę z podłogi. - opowiedziałam.
        -Czyli już zaliczyła glebę. A ja tyle czekałem żeby to zobaczyć. - parsknął śmiechem tym samym rozśmieszając mnie jeszcze bardziej.
        Powinnam zapytać go o wszystko, ale jest tak pijany, że chyba nawet jeszcze się nie skapną, że ta dz*wka obśliniła cały jego policzek. Policzki pulsowały mi z bólu, ale ja nie mogłam przestać się śmiać. Z resztą Styles też.
        -A pan to tu zostaję na noc? - zapytałam faceta.
        -Ja? Na to wygląda. - powiedział patrząc na jego pasożyta. -Ona tak szybko nie wypuści mnie ze swoich szponów.
        -Racja.
***
       Nastał ranek. Martha która musiała zostać przeniesiona (dosłownie) do mnie do pokoju spała w najlepsze. Ja wyszłam z łóżka i skierowałam się pod prysznic. Będę musiała posprzątać po moich imprezowiczach, bo później jeszcze dalej ciągnęli imprezę i zrobili niezły burdel.
       Gdy się myłam zupełnie zapomniałam o nieplanowanych gościach i zaczęłam śpiewać Ylvis - The Fox, później Rihanna - We Found Love i jeszcze Titanium Davida Guetta. Dopiero po jakimś czasie skapnęłam się co robię i jakie jest moje położenie. Na szczęście nie śpiewam za głośno, więc żadnego z tych pijaków nie pobudziłam.
        Ubrałam to i zrobiłam sobie kucyka z jedną kokardką. Szybko zbiegłam na dół, żeby zobaczyć ile pracy będę musiała włożyć w sprzątanie. Jednak kiedy weszłam do salonu nie zobaczyłam ani puszek, ani szklanek, ani porozrzucanych poduszek. Wszystko była na swoim miejscu. Była tam tylko jedna nadpoziomowa rzecz. Harry Styles siedzący na kanapie w dresie Toma. Siedział i pisał z kimś smsy.
        -Mam pokój obok łazienki w której się myłaś. - wytłumaczył. -Długo się myjesz. Ja zdążyłem zrobić to samo, posprzątać i odebrać waszą pocztę. A i przywłaszczyłem sobie szczoteczkę. Była nieodpakowana, więc pomyślałem, że najwyżej zwrócę wam kasę. - powiedział.
        -Spoko. Kiedyś kupiłam tą szczoteczkę, bo myślałam, że zapomniałam swojej z domu. Dobrze, że ktoś ją w końcu użył. - powiedziałam. -A tak właściwie to może jest pan głodny? Zrobić coś do jedzenia? Nie chcę się chwalić, ale mój wujek nauczył mnie robić najlepsze naleśniki na świecie. - definitywnie się pochwaliłam, ale to nic. -Tylko jeśli by pan je chciał, to musiałabym skoczyć do sklepu bo twaróg i dżem. Ale to żaden problem, bo sklep jest za rogiem.
        Styles patrzył na mnie zdziwiony. Jakbym powiedziała coś nie tak. Tylko się nieśmiało uśmiechnęłam, żeby nie zapeszać. -Zgrywasz się? - powiedział zadziwiony.
        -Nie. Na prawdę ten sklep jest nie daleko.
        -Nie o to chodzi. - powiedział lekko się uśmiechając.
        -W takim razie, tak, robię prawdopodobnie lepsze naleśniki niż ty.
        -Nie zgrywasz się?! Ty na prawdę tak na serio to mówiłaś. Boże. Nikt nigdy tak do mnie nie mówił. - zaśmiał się. -Ile ty masz lat?
        -Za niecałe dwa miesiące 17. - wytłumaczyłam nie rozumiejąc o co mu chodzi. Co mają do tego naleśniki.
        -Sześć lat różnicy. Młodsze od Ciebie mówią mi po imieniu, albo nawet mężu, a ty wyskakujesz mi z pan. - powiedział nie dowierzając.
        -To mam iść po ten twaróg, czy nie?
        -Mów mi Harry. Sześć lat różnicy, a ty jesteś prawię pełnoletnia. Czułbym się niekomfortowo gdybyś nie przestała.
        -Ale co z tymi naleśnikami?
        -Możesz zrobić. - powiedział puszczając do mnie oko.
        -A co do tego pana, to wczoraj Ci nie przeszkadzał.
        -Bo byłem nawalony, na policzku miałem ślimaka i śpiewałem hity Abby. Było mi wszystko jedno. - rozśmieszył mnie. -A tak szczerze, to ona na prawdę wygląda jak ślimak.
        -Strasznie. - zachichotałam.
        -Fajna koszulka. - powiedział wskazując na mój T-Shirt.
        -Dzięki. - dopiero teraz mi się przypomniało. Miałam go zapytać o to co pamięta.
        -Na serio nic nie pamiętasz? - uprzedził mnie.
        -Nic. Może rozjaśniłbyś mi sprawę. - powiedziałam uśmiechając się.
        -Nie pamiętasz jak tańczyliśmy i śpiewaliśmy na przystanku? Jak koleżanki wpychały cię na siłę do piekarni, bo jako jedyna potrafiłaś się do mnie odezwać. Nie pamiętasz? - powiedział z niedowierzaniem.
        -A jak się właściwie my się poznaliśmy? Tak wiesz, po imieniu.
        -Kiedy zapytałaś mnie o godzinę. Koleżanka kazała Ci mnie zapytać. To było trochę dziwne, bo byłyście wtedy takie malutkie. - zaśmiał się.
        -W porównaniu do ciebie. - powiedziałam.
        -Ale twojej koleżance to nie przeszkadzało. - ciągnął.
        -Tobie też, że ja jestem młodsza. - zgasiłam go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz