niedziela, 25 listopada 2012

Adventure 0 / Larry


A oto pierwszy rozdział mojego i Lirrego bloga. Z góry uprzedzam, że nasze wpisy się różnią. Są zupełnie o czym inny. Więc nad moimi będzie napisane np.:  Adventure 1. A u niej pewnie jakoś inaczej. Opisze wam w kilku słowach naszą bohaterkę. Więc Suzan wręcz ubóstwia One Direction. Pewnego dnia na swojej drodze spotka jednego z nich. Ale poza tym jest bezrobotna. Ale ma gdzie mieszkać ponieważ jej wszystkie rachunki płaci jej ojciec, milioner. Myślicie, (albo nie) że jest rozpieszczoną smarkulą? NIE! Wręcz przeciwnie. Jej rodzice rozwiedli się gdy miała dwanaście lat i została przydzielona pod opiekę ojca który jest pracoholikiem. Nie miał kto jej rozpieszczać. Pokojówką mówiła tylko po rosyjsku. Ponadto Suzan ma licencje pilota więc może samodzielnie kierować samolotem. Czad, nie? Reszty dowiecie się o niej czytając bloga. Pozdro, Larry.

Adventure 0
         Był słoneczny dzień. A przynajmniej chyba. Leciałam właśnie samolotem, a ponad chmurami zawsze była ładna pogoda. Wracałam z Nowego Yorku, od cioci. Ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. Zaraz miałam wylądować, pojechać do domu i ubrać się w nowe ciuchy z Ameryki.
*****
             Gdy wysiadłam z samolotu moje włosy powiewały na wietrze. Powoli zaczęłam iść w stronę wyjścia. Musiałam jeszcze odebrać walizkę z luku bagażowego. Wokół taśmy zgromadziło się mnóstwo ludzi. Stanęłam obok jakiejś kobiety całej wysmarowanej samoopalaczem. Do tego miała ubrane to . Do tego jej brzuch przypominał plastikową torebkę pełną wody. Przeszedł mnie dreszcz.

          Czekając na walizkę zaczęłam myśleć o tym co będę robiła przez resztę wakacji. Doszłam do wniosku, że nie mam niczego do roboty oprócz latania samolotem który ojciec kupił mi na ostatnie urodziny. Właściwie to nie wiem dlaczego leciałam osobowym samolotem zamiast własnym. A no tak, racja. Ciocia mi nie ufa i powiedziała, że rozbiję się jak polecę sama. Ale już trudno. Polecę sobie do Londynu na tydzień lub dwa. Może nawet jutro. Mam tam swój własny domek. No i przystojnego sąsiada.
           Z rozmyśleń wyrwał mnie widok mojej walizki. Podeszłam do taśmy i wzięłam ją. Szłam przez śmierdzący korytarz aż do wejścia na główny… Jakby to powiedzieć. Hol lotniska? No cóż. 
           Wyszłam z budynku. Na parkingu śmierdziało benzyną.
           Ti-tit.
           DO: Suzan
           02 maja, 14:39
           Daniel: Hej misiu! Wylądowałaś już? Jeśli tak to masz szczęście. Czekam na ciebie przed wyjściem B. Pójdziemy sobie na romantyczny spacer po plaży. Co ty na to?
           Stałam przy wejściu C. Rozejrzałam się dookoła. Wyjście B było 200 metrów dalej. Ujęłam dłonią rączkę walizki i pobiegłam w stronę wyjścia. Przed wyjściem stał wysoki brunet z bukietem tulipanów w ręku. 
           -Daniel! - krzyknęłam na widok mojego chłopaka. -Tak tęskniłam! - powiedziałam rzucając mu się na szyję. Był ubrany jak zawsze modnie
           -Ja też! To jedziemy? Mam dla Ciebie dobrą wiadomość. - powiedział łapiąc mnie za rękę i prowadząc do wozu. Jego mercedes jak zawsze pachniał miętą.
*****
           -Ładnie tu. - powiedziałam idąc brzegiem morza razem z Danielem. - Zgadza się powiedział odgarniając kosmyk moich włosów. 
           -Masz takie piękne loki. - powiedział. Naglę w naszą stronę zaczęła iść jakaś dziewczyna. Miała wściekły wyraz twarzy. Jednak kiedy podeszła, widać było, że w jej oczach gromadzą się łzy.
           -Kto to jest? - powiedziała do Daniela.
           -To jest Suzan. - powiedział jakby nigdy nic. -A co? -powiedział nie widząc przyczyny problemu.
           -Kim jest dla Ciebie Suzan? - powiedziała z nutką agresji w głosie. Gdy spojrzałam na Daniela zobaczyłam, że jest czymś zestresowany. Puściłam jego rękę i stanęłam naprzeciwko niego.
           -Wiesz co? Lepiej ty powiedz kim Daniel jest dla Ciebie. Chyba tak będzie łatwiej. - powiedziałam do dziewczyny. 
          -Ja jestem jego dziewczyną. I coś mi mówi, że ty też. - odpowiedziała.
          Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Druga dziewczyna Daniela położyła rękę na moim ramieniu w przyjaznym znaku.
          -Mam nadzieje, że jesteś z siebie dumny. Zraniłeś dwie piękne dziewczyny. - powiedział jakiś inny chłopak który akurat tamtędy szedł. Daniel zrezygnowany po prostu odszedł. 
          Zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Zerwałam znajomość z moją najlepszą przyjaciółką dla tego dupka. Teraz już nie miałam nikogo. Schowałam twarz w ręce. Było mi jednocześnie wstyd, za to, że dałam się oszukać i wiedziałam, że będę tęsknić za Danielem. 
           -Nie płacz. Nie warto. Powiedziała ta druga dziewczyna. - A tak poza tym mam na imię Wiktoria. - powiedziała. Najwidoczniej chciała mnie pocieszyć.
           -A ja Suzan.
           -Myślałam, że będziemy razem już zawszę. Myliłam się. Teraz już nikogo nie mam. - powiedziała Wiktoria.
           Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Mogłyśmy razem zamieszkać w Londynie. W moim domu są przecież dwie sypialnie. Miałam samolot, mogłyśmy lecieć.
           -Mówisz po angielsku? - spytałam.
           -Jasne! A czemu pytasz? - powiedziała.
           -Wiem, że dopiero się poznałyśmy ale jesteśmy w takiej samej sytuacji. Ja też nie mam nikogo. Bez siebie nie damy rady. Mam niedaleko samolot i mieszkanie w Londynie. Możesz lecieć ze mną. A nawet jeśli nie będziemy się dogadywać to nie będziesz musiała się wyprowadzać. Co ty na to? Jedziemy? - powiedziałam. To było szaleństwo, ale martwiłam się o Wiktorie.
           -Samochód mojej mamy stoi na parkingu. Choć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz