sobota, 14 września 2013

Adventure 59

Nie pasuję, ale jakoś tak mi się skojarzyła
*************************************************************************
        Tak bardzo się martwiłam. Obdzwoniłam wszystkich jego znajomych. Inni chłopcy z 1D nie wiedzieli nic o żadnym spotkaniu. Louis nie wrócił do domu od wczoraj. Nie dobiera telefonu. Nie daję znaku życia. Chyba dostanę zawału.
        Kocham go całym moim sercem. Gdyby coś mu się stało, to bym tego nie przeżyła.
        W końcu usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Szybko pobiegłam w stronę drzwi prawie się nie wywalając.To był Louis. Rzuciłam mu się na szyję. Oczy zaczęły mi błyszczeć od łez. Tak, byłam zła. Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia.
         -Boże. Gdzie ty byłeś? Tak się martwiłam. - powiedziałam przytulając go jeszcze mocniej.
         On tylko lekko się odsunął. Nie wiedziałam o co chodzi. Jego oczy był czerwone, a policzki opuchnięte.
broken heart | via Tumblr         -Muszę Ci coś powiedzieć. - powiedział  niechętnie. Od razu zrobił się czerwony jak burak. -Zdradzałem Cię. - powiedziała zamykając oczy. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy. -Z Eleanor. A na dodatek ona jest w ciąży. - powiedział zaczynając płakać.
         Zrobiło mi się strasznie gorąco. Choć czułam, że moje serce zamarza. Tyle przeszłam. Tyle przeżyłam. Z nim. Albo przez niego. Kochałam go całym sercem. NIGDY nie zrobiłabym mu czegoś takiego. Rozbolał mnie brzuch. Głowa uciskała. Miałam sporadyczne duszności.
         -Wiesz, chyba pójdę się przejść. Popilnuj dzieci. - próbowałam się nie rozpłakać choć zgięłam się wpół tak, jakby ktoś zadał mi cios w brzuch. -Zaraz wrócę.
         Wybiegłam z domu najszybciej jak mogłam. Pękłam dopiero na chodniku. Czułam pustkę w środku. Do kąt mam iść? Mam Merry. Ale nie będę jej zawracać teraz głowy. Szczególnie, że ostatnio sama nie dogaduję się z Liamem. Nie będę przeszkadzać Ingrid i Niallowi. W końcu dziewczyna jest w ciąży. Zayn? Jest z Perrie w Ameryce. Harry. Czy to dobry pomysł ponownie do niego dzwonić i mu się użalać?
          Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Ale się rozmyśliłam. Nie. Na pewno tego nie zrobię.
***
          -To nie możliwe. - westchnął Harry. -Dlaczego ty nadal z nim jesteś? No chyba, że to już koniec. -powiedział patrząc na mnie pytająco.
          -Nie wiem. Kocham go. Zdradził mnie. Wiele razy doprowadził do płaczu. Ale ja też nie jestem święta. Ale, żeby mnie zdradzić? - powiedziałam już trochę spokojniej niż kiedy do niego dzwoniłam.
          -Tak myślałem. - westchnął. Jak zawsze. Robi sobie nadzieję. -Nigdy was nie zrozumiem. Ja nie mam nikogo, kto by mnie tak kochał. - powiedział niezadowolony. -Mogę się założyć, że za góra miesiąc przyjdzie do ciebie na kolanach, a ty mu wybaczysz. - powiedział już bardziej złośliwie. -A ja? Znów będę planem B. Wykorzystujesz mnie, żeby wywołać u niego zazdrość. Dajesz mi fałszywe szanse. A ja? Co z tego mam?
          -Jak Ci coś nie pasuję to możesz mnie tu wysadzić! - wkurzyłam się.
          -Nie. Nie jestem taki jak ty!

Chapter 4

Najgorsza i najbardziej wpadające w ucho piosenka ever.
P.S. - Minęły w ich życiu już 4 lata. Jak ja przeskakiwałam! Informacje będą teraźniejsze, ale będą starsi i to będzie 2017 rok.
*************************************************************************
       Wstałam. Gdy spojrzałam na zegar wskazywał 9:00. Chciałam iść z powrotem spać, ale wiedziałam, że muszę leczyć kaca przyjaciół. Wywlokłam się z łóżka. Byłam ubrana tylko w bieliznę. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam to. Na nieszczęście skacowanych przyjaciół śpiewam pod prysznicem.
        Wszyscy siedzieli w kuchni wokół stołu pijąc herbatę.
        -A ty nie masz kaca? - zdziwiła się Marion.
        -Ani kaca, ani 18 lat. - powiedziała lekko zażenowana Martha.
        -Zapomniałem.
        -Witaj w klubie. - zaśmiałam się. -Miałam was o coś zapytać. Ale już nie pamiętam o co. W ogóle prawie zapomniałam, że o coś miałam zapytać.
        -Nie pierwszy raz kochanie. - powiedział Michael wychodząc z łazienki.
        -PRZYPOMNIAŁAM SOBIE! - powiedziałam stanowczo za głośno. Dla wszystkich innych oczywiście. -Czy ktoś z was wie kim jest Harry Styles? Zaobserwował mnie na Twetterze a ja nie wiem kto to.
        -Taki jeden pedał z One Direction. - zaśmiał się Tom.
        -A jeśli nie o to Ci chodzi, to chłopak z przystanku. Musiałaś z nim gadać, bo podobał się Anne. Tej z którą chodziłyśmy do ostatnich klas podstawówki. Pamiętasz pana przystankowego? - wytłumaczyła Marth. Nie pamiętam. Ale jakim cudem Martha go zapamiętała skoro podobał się Anne? Nieważne. Nic mi to nie mówi. -To był twój kumpel. Nie pamiętasz jak zawsze do Ciebie podchodzi albo Cię wołał jak staliśmy na tym samym przystanku?
        -Nie przypominam sobie. - wzruszyłam ramionami.
        -To obejrzyj sobie zdjęcia na moim kompie. - powiedział Tom podając mi laptopa.
        Szybko weszłam w Google i wpisałam "Harry Styles". Wskoczyło mi mnóstwo zdjęć. Jak:
       Albo:
        To drugie było jednym z tych mniej przydatnych. Ale musiałam to wymienić. To pierwsze mi nic nie mówiło. Tak jak następne i następne. W końcu całkowicie zdesperowana weszłam na jego twettera. A tam "Cute as a B***** every single one of you.". Spoko. Zdjęcie z Eltonem Johnem. I kilka filmów. Obejrzałam większość i szczerze zapamiętałam z nich tylko małą dziewczynkę. Które wymachiwała swoją hulajnogą. Na swój sposób pewnie była urocza.
        Nic mi to nie przypominało. Widziałam tylko jakiegoś dziwaka w dziwnych pierścionkach jak u dennego rapera, który próbuje być "niegrzeczny".
        Powiedziała, że w podstawówce. Wielka sława zawsze ryje panie. Może powinnam poszukać czegoś z dawnych czasów. Raczej jest różnica pomiędzy 2011 a 2017. No i natrafiłam na zdjęcie, które zwróciło moją uwagę ze względu na koszulkę. Kojarzyła mi się z zapachem pączków. Nie wiem dlaczego.
        Hm... Ten cały Harry Styles jest ode mnie sporo starszy. Dlaczego Anne się w nim zakochała? Woli starszych? To trochę dziwne. Gdyby teraz jej się podobał, kiedy jest prawie pełno letnia, to rozumiem. Ale wtedy miałyśmy z Anne po 11 lat. A najgorsze jest, że był moim kumplem. Jak jakiś pedofil. Teraz też byłby pedofilem. Z mojego i Marthy krytycznego punktu widzenia oczywiście.

Pograłabym ~ Larry

http://www.youtube.com/watch?v=ZMupcw_qsQE

piątek, 13 września 2013

Chapter 3

        -No chyba Cię pojeb*ło. - zaśmiał się Tom. -Pomagasz tak wszystkim obcym osobą z ulicy?
        -Tom! Jak możesz tak mówić? - powiedział Michael na, którego kolanach właśnie siedziałam.
        -Ale on ma racje. Pojebał mnie. - powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
        Marion wyszedł z kuchni z miską pełną popcornu. Za nim dreptała Marta z herbatą dla siebie i dla mnie. Usiadła na podłodze tuż obok fotela na którym siedziałam z Michaelem.
        W telewizji zaraz mieli puścić To Właśnie Miłość. To był mój ulubiony film. Każdy kto mnie zna o tym wie.
        -Zaczyna się. - powiedział Tom widząc chmury na ekranie. Kilka razy już im to kazałam oglądać...
        Więc go olali. Wcale nie oglądaliśmy tego filmu. Cały czas śmialiśmy się i śpiewaliśmy piosenki Whitney Huston. Głównie to ja śpiewałam, bo inni nawet nie potrafili fałszować tak wysoko. Inni byli pijani. Tylko ja nie. Dlaczego? Na myśl nasuwa się, że po prostu nie lubię alkoholu. Choć mogłoby też być tak, że choroba lub leki mi zabraniają. Ale wątpię, że posiadanie 17 lat to choroba. Tak. W dodatku nie całe 17 lat. Urodziny mam w Listopadzie. Martha jest o rok starsza. W styczniu skończyła 18. Biedna ja.
kiss me, now.         Ale przynajmniej mam przyjemność gapienia się na nich kiedy są po pijaku. Martha całuję się wtedy z Tomem i Marionem. Michael jest moim chłopakiem, a gdyby nie był, to pewnie całowałaby jeszcze go. Na szczęście jak dotąd nie przyszło jej to do głowy. Na JEJ szczęście.
        Chyba tylko ja zauważyłam, że film się skończył. Nudziło mi się już to patrzenie jak im odwala. Poszłam do pokoju w którym zawsze spałam gdy nocowaliśmy u Toma. Jego rodzice byli nadziani więc jako jedyny mieszkał w czymś co można było nazwać willą.
        Rzuciłam się na łóżko i weszłam w moim tablecie na Tweetera. Miałam kilka "@ Reakcji". Większość typu: "Dlaczego nagle przestałaś potrafić śpiewać?" albo "Niezły koncert. Nigdy się tak nie uśmiałem.". Tylko niektórzy pisali coś w stylu "Będzie dobrze. Dla mnie zawsze będziesz śpiewać najlepiej na świecie! ♥". Komentarz w stylu popowej faneczki. Barwa mojego głosu nie pasowała do rocka. Byłam bardziej pop-owa na wysokie dźwięki. Dlatego nasz zespół przyciągał trochę takich osób. Ale dzięki mnie nasza muzyka wcale nie jest tak banalnie rockowa jak u niektórych. Czarne ciuchy, ćwieki, głos jak u zombie... My tacy nie byliśmy.
        Było jeszcze powiadomienie o nowych osobach które mnie follow-ują. Ku mojemu zaskoczeni było to ok. 100 osób. W tym Suzan Tattersal, Louis Tomlinson i nazwisko które mi coś mówiło. Znałam je, ale nie koniecznie z tego zespołu. Nie znam jego członków. Louisa kojarzyłam z imienia i nazwiska. Na pewno nie poznałabym go na ulicy.
        Nazwisko to brzmiało Harry Styles. Nie mam bladego pojęcia jak wygląda, ale znam to nazwisko. Mogłabym się zapytać tych meneli z salonu, ale są już chyba zbyt pijani.
        Powinnam wpisać to imię w wyszukiwarkę, ale kiedy wchodzę w grafiki to mój tablet ma straszne lagi i nic nie wyświetla. No i oczywiście trzeba go restartować. Będę musiała poczekać do rana i sprawdzić na komputerze Toma.
        Wiedziałam, że tej nocy nie prześpię myśląc kim jest ten koleś. Skąd go znam? Może jego nazwisko po prostu obiło mi się kiedyś o uszy. Ktoś kiedyś powiedział jego nazwisko a mi zostało w pamięci. K*rwa.

Adventure 58

        -Tak, słucham? - powiedział Louis do słuchawki. Aż promieniał. Lubił spędzać czas z dziećmi. Kochał je. Cieszyłam się, że to właśnie z nim miałam spędzić całe moje życie. -Eh, natychmiast? A w jakiej sprawie?
        Miał gdzieś jechać. Teraz? Przecież obiecał mi ten spacer. Ostatnio tak mało czasu spędza w domu. Bez Marry nie dałabym rady.
        -Kotku, idź. Dam radę. - powiedziałam palcami przeczesując jego włosy.
        Louis lekko się do mnie uśmiechnął. -Dobrze. Zaraz przyjadę. Do widzenia. - powiedział wkładając telefon do kieszeni. -Przepraszam. Muszę już lecieć. Wszyscy już podobna tam są. Jak mogli mi nie powiedzieć?!
        Pobiegł gdzieś do przodu. Po chwili już go nie było. Zostałam sama z dziećmi. K*rwa.
***LOUIS***
        Szybko wsiadłem w taksówkę. To było niemożliwe. Jak mogli mnie nie powiadomić? Przecież jestem członkiem zespołu. Mam te same prawa jak wszyscy inni w zespole.
        Taksówkarz szybko podjechał pod biuro Modest. Zapłaciłem i wręcz wyleciałem z taksówki.  Szybko popędziłem schodami na drugie piętro. Miałem się stawić w pokoju nr. 20.
        -Na prawdę bardzo bardzo przepraszam. Nic nie wiedziałem. - powiedziałam wpadając do pokoju. Zauważyłem, że nie było tam ani chłopaków, ani menagera który do mnie zadzwonił. Były tam tylko dwie osoby. Kobiety. Dwie, szczupłe, wysokie brunetki. W jednaj z nich rozpoznałem Eleanor. Drugą widziałem kiedyś na YouTube. Ale nie pamiętam co robiła.
        Byłem zdezorientowany. Kim był facet, który do mnie zadzwonił? Dlaczego dali im jedną sale konferencyjną w Modest! ? No i oczywiście, dlaczego Eleanor jest taka zrozpaczona. Jej tusz do rzęs był rozmazany przez łzy na całej twarzy. Wyglądała strasznie.
        -Przepraszam, że mój menadżer tak Cię zaniepokoił. Myślałam, że spotkamy się najbliżej jutro, kiedy mówiłam "Jak najszybciej". - powiedziała ta druga dziewczyna. -A tak w ogóle, to nazywam się Sophie McHara. - powiedziałam szeroko się uśmiechając.
        -O co chodzi? - zapytałem ją nie wiedząc co sądzić.
        Sophie trąciła Eleanor łokciem. -Ja... - powiedziała moja była niepewnie.
        Właściwie, to czy mogę ją nazwać byłą? Powinienem. Tego wymaga moje poczucie godności. Ale czy mogę. Sypiamy ze sobą. Trzeba to przyznać. Jestem dupkiem i zdrajcą. Ale zawsze miałem wrażenie, że nadal ją kocham. Teraz się w tym upewniłem. Co mogłem zrobić. Suzan nic nie wie, więc jest dobrze.
        -Jestem w ciąży. - powiedziała po czym zaczęła płakać jeszcze bardziej desperacko.
        -Słucham?! - nie mogłem w to uwierzyć. Całe moje życie stanowczo legnie w gruzach. Nie mogłem zostawić z małym dzieckiem ani jednej, ani drugiej. Biorąc pod uwagę, że Suzan ma dwójkę.

niedziela, 8 września 2013

Chapter 2


        -Ja jestem Sophie. - powiedziałam patrząc jej w oczy.
        -To o tobie bez przerwy trąbią media? Ta co niby ni umie śpiewać? - powiedziała podekscytowana.
        Wlepiłam wzrok w podłogę. Zniszczyłam karierę całego zespołu. Teraz przejdziemy do historii jako, jako Ci z wokalistką beztalenciem. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Sama byłam sobie winna.
        -Tak. - powiedziałam drżącym głosem. Spojrzałam górę próbując powstrzymać łzy.
        -Oj, przepraszam. Ja mam waszą płytę. Lubię was. - powiedziała szybko.
        -Nie trzeba. Pewnie i tak już nigdy nie odwarze się wejść na scenę.
        -Jak to? Byłam na jednym koncercie. Na tym na którym śpiewał Tom. Był super. Nie możesz przestać śpiewać. - powiedziała uśmiechając się.
        -Porozmawiajmy lepiej o tobie.
        -Racja. - westchnęła. -Nie wiem dlaczego mówię to obcej osobie, która zawsze może o tym poinformować cały świat, ale muszę Ci to powiedzieć. - powiedziała choć było jej ciężko. -Ja się spotykam z moim byłym, chociaż mam chłopaka. To może nie byłoby aż tak uciążliwe, gdyby on  nie miał żony.
        -Co? - powiedziałam lekko przerażona. -On.. A ty... I wy tak razem... Kto to jest? - byłam w lekkim szoku bo nie wyglądała na taką dziewczynę.
        -Louise Tomlinson.
        -Ale... Czy on nie ma dwójki dzieci?!
        -Ma. - powiedziała. Po jej policzkach spływały ciurkiem łzy. -A właściwie, to niedługo trójkę.
        -Ona jest w ciąży?!
        -Nie ona. Ja. - powiedziała zaczynając szlochać.
        Zrozumiałam powagę sytuacji. Ona sypiała z żonatym i dzieciatym kolesiem. Na dodatek jest z nim w ciąży. A ja użalałam się nad sobą.
        -On o tym wie? - powiedziała zatroskana.
        -Chciałam mu powiedzieć dziś. Ale idzie z dziećmi do kina.
        -Przecież musi się dowiedzieć. - mówiłam delikatnie.
        -Wiem. Ale przecież nie powiem mu tego przez telefon. - powiedziała popadając jeszcze głębiej w rozpacz.
        -Jeśli chcesz. To mogłabym poprosić mojego menadżera, żeby namówił go na "służbowe" spotkanie. - powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
        -Nie. Ja nie chcę mu tego mówić.
        -Musisz. - powiedziałam ciepło choć w głowie miałam. "To się k*rwa zdecyduj!"
        -Dobrze. Poproś go. - powiedziała coraz głośniej płacząc.
        Wyjęłam z kieszeni telefon. Chwile. Po co ja to wszystko robię. Nawet jej nie znam. Nigdy zbytnio nie lubiłam tego One Direction. Dlaczego mój menadżer miałby się przejmować jej losem? Wie o niej tyle co ja. Nic. Jednak nie mogłam tego tak zostawić. Wybrałam numer.
        -Halo?
        -George, mógłbyś coś dla mnie zrobić?
        -Oczywiście. Jeśli to jakoś Ci pomoże.
        -Nie do końca mi. Pewna dziewczyna potrzebuję się z kimś spotkać. Dzisiaj.