niedziela, 8 września 2013

Chapter 2


        -Ja jestem Sophie. - powiedziałam patrząc jej w oczy.
        -To o tobie bez przerwy trąbią media? Ta co niby ni umie śpiewać? - powiedziała podekscytowana.
        Wlepiłam wzrok w podłogę. Zniszczyłam karierę całego zespołu. Teraz przejdziemy do historii jako, jako Ci z wokalistką beztalenciem. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Sama byłam sobie winna.
        -Tak. - powiedziałam drżącym głosem. Spojrzałam górę próbując powstrzymać łzy.
        -Oj, przepraszam. Ja mam waszą płytę. Lubię was. - powiedziała szybko.
        -Nie trzeba. Pewnie i tak już nigdy nie odwarze się wejść na scenę.
        -Jak to? Byłam na jednym koncercie. Na tym na którym śpiewał Tom. Był super. Nie możesz przestać śpiewać. - powiedziała uśmiechając się.
        -Porozmawiajmy lepiej o tobie.
        -Racja. - westchnęła. -Nie wiem dlaczego mówię to obcej osobie, która zawsze może o tym poinformować cały świat, ale muszę Ci to powiedzieć. - powiedziała choć było jej ciężko. -Ja się spotykam z moim byłym, chociaż mam chłopaka. To może nie byłoby aż tak uciążliwe, gdyby on  nie miał żony.
        -Co? - powiedziałam lekko przerażona. -On.. A ty... I wy tak razem... Kto to jest? - byłam w lekkim szoku bo nie wyglądała na taką dziewczynę.
        -Louise Tomlinson.
        -Ale... Czy on nie ma dwójki dzieci?!
        -Ma. - powiedziała. Po jej policzkach spływały ciurkiem łzy. -A właściwie, to niedługo trójkę.
        -Ona jest w ciąży?!
        -Nie ona. Ja. - powiedziała zaczynając szlochać.
        Zrozumiałam powagę sytuacji. Ona sypiała z żonatym i dzieciatym kolesiem. Na dodatek jest z nim w ciąży. A ja użalałam się nad sobą.
        -On o tym wie? - powiedziała zatroskana.
        -Chciałam mu powiedzieć dziś. Ale idzie z dziećmi do kina.
        -Przecież musi się dowiedzieć. - mówiłam delikatnie.
        -Wiem. Ale przecież nie powiem mu tego przez telefon. - powiedziała popadając jeszcze głębiej w rozpacz.
        -Jeśli chcesz. To mogłabym poprosić mojego menadżera, żeby namówił go na "służbowe" spotkanie. - powiedziałam delikatnie się uśmiechając.
        -Nie. Ja nie chcę mu tego mówić.
        -Musisz. - powiedziałam ciepło choć w głowie miałam. "To się k*rwa zdecyduj!"
        -Dobrze. Poproś go. - powiedziała coraz głośniej płacząc.
        Wyjęłam z kieszeni telefon. Chwile. Po co ja to wszystko robię. Nawet jej nie znam. Nigdy zbytnio nie lubiłam tego One Direction. Dlaczego mój menadżer miałby się przejmować jej losem? Wie o niej tyle co ja. Nic. Jednak nie mogłam tego tak zostawić. Wybrałam numer.
        -Halo?
        -George, mógłbyś coś dla mnie zrobić?
        -Oczywiście. Jeśli to jakoś Ci pomoże.
        -Nie do końca mi. Pewna dziewczyna potrzebuję się z kimś spotkać. Dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz