sobota, 21 grudnia 2013

Chapter 10 PART 4

        Usłyszałam donośne pukanie do drzwi. Spojrzałam zza książki. Czytałam właśnie INFERNO Dana Browna.
        Pukanie powtórzyło się.
        Westchnęłam z niechęcią i podniosłam się z krzesła. Byłam sama w domu. Musiałam otworzyć.
        Babcia umarła kilka miesięcy temu. Tata i Florence pojechali gdzieś rano, zanim wstałam do szkoły. Zostawili mi jedynie kartkę.
        Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam mojego tatę. Był zdyszany. Jego ubranie były poszarpane i ubłocone.
        Wszedł do środka jak gdyby nigdy nic.
        - A gdzie Florence? - zapytałam.
        Nie otrzymałam odpowiedzi.
        Nagle rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Ojciec próbował mnie zatrzymać, jednak drzwi stały już otworem.
        Stał w nich jakiś facet.
        Mężczyzna był dość.... Dojrzały. Miał siwą kozią bródkę i afro na głowie. Przypominał trochę alfonsa, w dodatku był otoczony facetami w garniturach.
        Każdy z nich miał fioletową muszkę, więc kto wie, jaki jest zawód tego faceta.
        -Przyszedłem po córkę. - powiedział uśmiechając się szeroko.
        -Tu nie ma twojej córki, Rich. - powiedział mój ojciec.
        A więc on zna tego gostka? Czy tylko mnie nie śmieszy zbieżność tej sytuacji? Ten facet wygląda jak alfons, a mój tata go zna?
        Zabawne tylko dla zboków.
        Obcy wybuchnął śmiechem. Kilka razy próbował coś powiedzieć, jednak za bardzo się śmiał.
        - Nie mówię o Florence. Wiem co się stało. - powiedział w końcu. - Ja tu przyszedłem po twoją córkę.
        Poczułam przeszywający mnie chłód. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili padłam bez życia na ziemie.
***
        Straszne bolała mnie głowa. Miałam mroczki przed oczami. Dopiero po chwili zrozumiałam co się stało. Cu ja umarłam?
        Nie. Czyściec na pewno nie wyglądał jak wnętrze bagażnika jadącego samochodu.
        Byłam skrepowana liną. Na usta miałam przylepioną taśmę.

czwartek, 21 listopada 2013

Przepraszam. Znowu.

Adventure 60 PART1


        Z nikim nie rozmawiałam. Nikogo o nic nie pytałam. Nie było o co.
        Wiem, wiem. "Biedna mała dziewczynka. Ojojojojoj." Za bardzo się nad sobą użalam. Ale... Jestem rozpieszczonym bachorem, który zawsze dostaje to, co chcę. Prawie wygrałam X-Factor. To było przewidywalne. Romansowałam z Harrym i z Louisem. Nieprawdopodobne. Było. Oklepane. Nikt mnie nie hate-ował. Zadziwiająco proste. Zostałam sławna bez żadnych przeszkód. Sama się zdziwiłam, ale milczałam, bo mi to pasowało. Urodziłam zdrowych bliźniaków. Bliźniaków. Dzieci Louisa Tomlinsona. Na serio? Czy to nie zbyt piękne?
        Przyśnił mi się dziwny sen, w którym Louis mnie zdradził. Wtedy to był sen. Teraz to rzeczywistość. Rzeczywistość bywa okrutna. Zawsze była. Jednak ja odczułam to dopiero teraz. Spadł na mnie obowiązek zajmowania się dwójką dzieci. Nie mam pracy, bo zrezygnowałam z niej dla Louisa, który mnie teraz zdradził. Z Eleanor. Jego byłą! Ja i Harry przestaliśmy się dogadywać. Straciłam przyjaciela. Merry i Liam zerwali. Moja bajka zaczęła się sypać. Jedyne co mi zostało, to mój głos. Jednak do niego nie przytulę się w zimną noc.
         Szybko wytarłam łzę spływającą mi po policzku. Siedział na kanapie w salonie Harry'ego. Pokój był stylowo urządzony. Podłoga była obłożona szarym drewnem. Ściany były limonkowe. Wisiały na nich różne zdjęcia, plakaty i platynowe płyty. Meble były śnieżno białe. Szafki, fotele, dywanik, stolik na kawę itd.
         Mój telefon zaczął zdzwonić. Nie miałam ochoty odbierać. Nie ważne kto to był. Ta osoba prawdopodobnie chce mnie pocieszyć, albo ubłagać, żebym do niej wróciła. Starałam się nie zwracać uwagi na telefon. Nawet na niego nie patrzeć, bo bałam się, że mnie skusi i odbiorę.
         Pewnie niektórzy z was pomyśleli "Suzan, nie możesz się poddać. Musisz rozmawiać z innymi.", ale jeśli tak pomyślałeś, to się mylisz. Mogę. Właśnie to robię. Siedzie zwinięta w kłębek. W willi Harry'ego. W Kalifornii. Harry pozwolił mi tu przez chwilę pomieszkać samej. Żebym się otrząsnęła. Jednak to nie przynosi zamierzonego efektu. Z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Może dlatego, że dopiero teraz do mnie dociera, że już nigdy nie pocałuję Louisa. Że Tommy i Nancy nie będą miały ojca na pełny etat. Że będziemy musieli się rozwieść.
         Może tak musiało się stać. Po prostu to wszystko potoczyło się zbyt szybko. Zbyt szybko Louis i Eleanor zerwali. Zbyt szybko zakochałam się w chłopaku z moich wspomnień. Nie powinniśmy tak szybko się zaręczyć, mieć dzieci i się pobrać. Nie tak szybko!
         Pamiętam ile szans na szczęśliwe życie straciła dla Lou. Mogłam dalej być piosenkarką. Mogłam być z Harrym. Wtedy to wyglądałoby inaczej. A przynajmniej nie siedziałabym teraz sama, załamana w willi w zachodniej części ameryki.
         W takim razie co?

poniedziałek, 30 września 2013

Chapter 10 PART 3 (Elizabeth Roxanne Grace Maria Alecia McHara)

        Szybko wyskoczyłam z łóżka, choć wiedziałam, że się spóźnię na lekcje. Szybko narzuciłam na siebie dres i popędziłam do szkoły bez śniadania, bo nie zdążyłabym na autobus. Byłam szybka niczym wiatr. Tego nauczyła mnie ta gorsza część osiedla. Choć nie wiem czy ona taka gorsza. O wiele więcej się tam nauczyłam.
        Choć i tak wiem nie wiele. Na przykład o przyjaźni z jakąkolwiek dziewczyną. Albo o byciu dziewczyną. Cały swój czas poświęcam na graniu w piłkę nożną na zniszczonym boisku z starszymi chłopakami. Ostatnio Michael obiecał mi, że nauczy mnie grać na gitarze.
        Na przystanku był tylko Potter. Stał wgapiając się w telefon. Pewnie pisał z jego nową dziewczyną. Nie wnikałam w to jak się nazywa. Każda się do niego lepiła odkąd jego włosy zaczęły się kręcić.
        Nagle przez ulicę przebiegła jakaś dziewczyna. Niziutka jak na swój wiek blondynka. Zapewne móżdżek miała tak samo mały, skoro przebiegła przez ruchliwą ulicę. Rzuciła się Potterowi na szyję. Prawię się wywalił, jednak dziewczynę interesowały tylko jego usta. Myślałam, że się porzygam.
        -A ty co się gapisz? - zapytała mnie, na co szybko odwróciłam głowę. Potter milczał.
        Do szkoły spóźniłam się. Jak zwykle. No i znów powtórka z "Jesteś nieodpowiedzialna! Nie możesz sobie przychodzić do szkoły kiedy chcesz". Nie lubiłam przychodzić do tej głupiej szkoły. Nigdy nie uważałam na lekcjach. Nawet W-F miałam gdzieś, choć tylko piłka była mi w głowie. Obojętnie do czego, tylko nie do siatkówki.
         Po lekcjach nigdy nie wracałam od razu do domu, jak każda 9-latka. Biegłam na boisko gdzie zawsze był Michael i Scott. Byli starsi o trzy lata. Nie chodzili do szkoły. Po prostu im się nie chcę. A ja? Ja muszę. Jestem zawożona pod szkołę i pilnowana, czy na pewno weszłam. To się zaczęło od kiedy odstawiłam sukienki, w których byłam bezgranicznie zakochana.
         -Cześć młoda! Jak tam szkoła. - powiedział Scott przybijając mi piątkę.
         -Siema Scott. Cześć Michael. - powiedziała uśmiechając się promiennie.
         -Aż trudno uwierzyć, że taka nadziana, urocza dziewczynka przeszła na ciemną stronę mocy. - westchnął Michael odwzajemniając uśmiech. -Powinnaś dalej zadawać się z tym całym loczkiem. - zaśmiał się.
         -Jak chcesz. Ale dla mnie to zawsze będzie Potter. - dodałam uszczypliwie.
         -Jasne Ginny . - zaśmiał się Scott.
         Rzuciłam moją bluzę na ziemie obok plecaka i z całe siły kopnęłam piłkę prosto do bramki. Po chwili Scotter zrobił dokładnie to co ja, tylko do drugiej bramki.
         -O kurcze! - pisnęłam. -Muszę zmykać. Mam dziś lekcje gry na fortepianie. Beznadzieja. Normalnie wołam o pomstę do boga. - zaśmiałam się. -PA.
         -Narka.
         Szybko pobiegłam w stronę domu. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam Pottera. Szedł sam, więc na pewno będzie się do mnie przyznawał. Nie tak jak dziś przystankiem. Zawsze się na nim spotykaliśmy i śmialiśmy się razem. Wtedy nie traktował mnie jak natrętną smarkulę, tylko jak młodszą siostrę.
         -Cześć, panie Potter. - zaśmiałam się.
         -Cześć Sophie.
         -Czyżby mój ulubiony brat szedł do domu?
         -Tak. Co tam u ciebie?
         -Ojciec jeszcze bardziej mnie nienawidzi odkąd babcia zmarła. - westchnęłam przechodząc na jego stronę ulicy.
         -Tak mi przykro. - powiedział mocno mnie przytulając. -Przepraszam, że wtedy na przystanku nic nie powiedziałem, ale to w końcu moja nowa dziewczyna. A poza tym wiedziałem, że prędzej ty zrozumiesz, bo jesteś od niej mądrzejsza. - powiedział całując mnie w czubek głowy. -Moja biedna siostrzyczka.
         Szczerze, to czasem mi się nie podoba, że tylko siostrzyczka.

niedziela, 29 września 2013

Chapter 10 PART 2 (Elizabeth Roxanne Grace Maria Alecia McHara)

Króciutki bo to tylko zapoznanie z postacią.
*************************************************************************
       Moja babcia jest ostatnio strasznie chora i leży w szpitalu. Strasznie się o nią martwię, ale tata nie pozwala mi z nią przebywać. Musiałam znosić moją nową mamę, Florence. Nie lubiła mnie. Miała mnie totalnie w nosie. Ale zawsze mogłam od niej uciec do Marion.
       Dziś miał być mój pierwszy dzień w szkole. Poznam pierwsze dziewczynki w moim wieku! Nie tak jak wcześniej, ponieważ kiedyś miałam guwernantkę. Do szkoły odprowadzała mnie Florence.
       Wszyscy się na nią dziwnie patrzyli kiedy wchodziła do szkoły. Mężczyźni z zachwytem, kobiety z nienawiścią i zazdrością. Byłam pewna, że chodziło im o jej piękny i niezwykle drogi strój, który kupił jej mój tata. Tatuś bardzo dobrze zarabiał.
       -Widzisz to młoda? To jest oznaka wyższości. Może jeśli kiedyś, też będą tak na ciebie tak patrzeć. - powiedziała patrząc przed siebie. -Jeżeli wypiękniejesz.
       Florence złapała mnie za rękę i stanęła w tłumie. Wyróżniała się. Wszyscy byli ubrani w zimne kolory, a ona błyszczała żywą czerwienią. Trochę mi imponowała swoim stylem i klasą. Chciałabym być taka jak ona. Tylko miła.

sobota, 28 września 2013

Chapter 10 PART 1 (Elizabeth Roxanne Grace Maria Alecia McHara)

        -Tato!! - krzyknęłam na cały dom. -Tato!!
        Nikt mi nie odpowiadał. Tatuś pewnie znów bardzo ciężko pracuję. On tak się stara, ale chyba wolałabym, żeby się ze mną pobawił. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w samej pieluszce. Zaczęłam chichotać.
        Nie wiem co było w tym śmiesznego, ale nie mogłam opanować śmiechu. Czemu jestem w pieluszce i dlaczego oprócz niej nie mam nic na sobie.
        -Babciu! Babci! - krzyknęłam wesoło.
        W drzwiach mojego pokoiku stanęła babcia. Trzymała w rękach moje ubranko, które szybko na mnie założyła.
        -Choć kochanie. - powiedziała łapiąc mnie za rączkę. -Zrobiłam obiad. Twoje ulubione. Rosołek.
        Od kiedy to ja lubię rosół? Ale pomimo tęgo czułam niesamowite szczęście. W podskokach poszłam z babcią do kuchni.
        Stół był nakryty. Wszystko było na miejscu. Tylko nie było mojego tatusia. Czułam szczęście widząc, że wszystko jest poukładane. Wewnętrznie bardzo kochałam porządek.
        -Simon! Choć już! - powiedziała donośnie moja babcia.
        Po jakimś czasie w jadalni pojawił się na oko 32 letni mężczyzna. Był przygnębiony. Jego włosy siwiały. To był mój tatuś.
        -Choć tatusiu, zjemy razem. - powiedziałam podekscytowana. -Patrz jak tu czysto.
        On tylko spojrzał na mnie ze złością. Jakbym go upokorzyła. Poczułam się dotknięta. Zawsze tak na mnie patrzył. Ja tylko się do niego uśmiechnęłam, chwaląc się, że mam już wszystkie mleczaki.
        -Cholera. - powiedział patrząc na mnie z wrogością. -Ona musi być do niej taka podobna!!! Nie mogę na nią patrzeć! Ona mi zabrała Sophie! - krzyczał. -Zjem później.
        Zaczęłam płakać Za każdym razem to samo. To koło się nie kończy.
        -Tak bardzo chciałabym mieć mamę. Wszystkie koleżanki mają! Dlaczego ja nie mam? Co się stało z mamą? - zapytałam babcie przytulając się do niej.
        -Dowiesz się. Kiedyś się dowiesz. - odpowiedziała.
        -Idę do Marion. - powiedziałam odsuwając się.
        Wyszłam z domu i pobiegłam do małego domku na przeciwko. Mieszka w nim moja najlepsza przyjaciółka. Ma na imię Marion. Jest bardzo miła, a w jej ogródku rosną najlepsze maliny na świecie. Zapukałam do drzwi. Prawię od razu w drzwiach pojawiła się zgarbiona staruszka w fartuszku w kwiatki.
        -Witaj Marion. - powiedziałam obejmując ją.
        -Oh, Sophie. Co Ci się stało? - powiedziała ocierając moje łzy.
        -Tata znów mi powiedział, że zabiłam mamę. - powiedziałam. -Co to znaczy śmierć?
        -To nic przyjemnego kochanie. Nie musisz o tym wiedzieć w tym wieku.

środa, 25 września 2013

Chapter 10 [ZWIASTUN]

PART 1
        Wyszłam z domu i pobiegłam do małego domku na przeciwko. Mieszka w nim moja najlepsza przyjaciółka. Ma na imię Marion. Jest bardzo miła, a w jej ogródku rosną najlepsze maliny na świecie. Zapukałam do drzwi.
PART 2
        Wszyscy się na nią dziwnie patrzyli kiedy wchodziła do szkoły. Mężczyźni z zachwytem, kobiety z nienawiścią i zazdrością. Byłam pewna, że chodziło im o jej...
PART 3
        Szybko wyskoczyłam z łóżka, choć wiedziałam, że się spóźnię na lekcje. Szybko narzuciłam na siebie dres i popędziłam do szkoły bez śniadania, bo nie zdążyłabym na autobus. Byłam szybka niczym wiatr. Tego nauczyła mnie ta gorsza część osiedla. Choć nie wiem czy ona taka gorsza. O wiele więcej się tam nauczyłam.
        Choć i tak wiem nie wiele. Na przykład o przyjaźni z ...
PART 4
        Mężczyzna był dość.... Dojrzały. Miał siwą kozią bródkę i afro na głowie. Przypominał trochę alfonsa, w dodatku był otoczony facetami w garniturach. Każdy z nich miał fioletową muszkę, więc kto wie, jaki jest zawód tego faceta.
        -Przyszedłem po córkę. - powiedział uśmiechając się szeroko.
        -Tu nie ma twojej córki, Rich. - powiedział mój ojciec.
        A więc on zna tego gostka? Czy tylko mnie nie śmiesz zbieżność tej sytuacji? Ten facet wygląda jak alfons, a mój tata go zna? Zabawne tylko dla zboków. 
PART 5
        Byłam przemęczona. Dostawałam bardzo dużo ryżu na śniadanie, później nie dostawałam  nic oprócz wrzątku do picia. A mój ojciec? Nic! Jak nie reagował, tak nie reaguję. Zapomniał o mnie. Zajął się odbudowaniem swojej działalności. Muszę samodzielnie brnąć przez śnieg, czy chcę, czy nie chcę, a później lekcje. Powtarzam w kółko to samo. A po grze na pianinie nie czuję palców.
PART 6
        Starałam się wybiec z budynku jak najszybciej. Gdyby to było tylko takie proste. Samotnie wypatrywałam wyjścia. Nie miałam kogo się zapytać. Sprzątaczki chyba w ogóle ni mówiły po angielsku, a tylko one tu były. Ekipa Richa próbowała jak tylko mogła mnie wydostać. Moja śmierć byłaby dla niego ogromną stratą.
PART 7
        Głód. Odczuwałam tylko przeszywający głód. Nie było nikogo kto mógłby mi pomóc. Szpital w którym wylądowałam nie był zbyt luksusowy. Wiedziałam, że było w nim lodowato, jednak nie potrafiłam tego odczuć.
PART 8
        Wszystko stało się jasne. To nie był przypadek. Teraz wszystko pamiętam, bo skoro nie mam żadnych obrażeń neurologicznych, to oznacza, że nie ześwirowałam.