poniedziałek, 30 września 2013

Chapter 10 PART 3 (Elizabeth Roxanne Grace Maria Alecia McHara)

        Szybko wyskoczyłam z łóżka, choć wiedziałam, że się spóźnię na lekcje. Szybko narzuciłam na siebie dres i popędziłam do szkoły bez śniadania, bo nie zdążyłabym na autobus. Byłam szybka niczym wiatr. Tego nauczyła mnie ta gorsza część osiedla. Choć nie wiem czy ona taka gorsza. O wiele więcej się tam nauczyłam.
        Choć i tak wiem nie wiele. Na przykład o przyjaźni z jakąkolwiek dziewczyną. Albo o byciu dziewczyną. Cały swój czas poświęcam na graniu w piłkę nożną na zniszczonym boisku z starszymi chłopakami. Ostatnio Michael obiecał mi, że nauczy mnie grać na gitarze.
        Na przystanku był tylko Potter. Stał wgapiając się w telefon. Pewnie pisał z jego nową dziewczyną. Nie wnikałam w to jak się nazywa. Każda się do niego lepiła odkąd jego włosy zaczęły się kręcić.
        Nagle przez ulicę przebiegła jakaś dziewczyna. Niziutka jak na swój wiek blondynka. Zapewne móżdżek miała tak samo mały, skoro przebiegła przez ruchliwą ulicę. Rzuciła się Potterowi na szyję. Prawię się wywalił, jednak dziewczynę interesowały tylko jego usta. Myślałam, że się porzygam.
        -A ty co się gapisz? - zapytała mnie, na co szybko odwróciłam głowę. Potter milczał.
        Do szkoły spóźniłam się. Jak zwykle. No i znów powtórka z "Jesteś nieodpowiedzialna! Nie możesz sobie przychodzić do szkoły kiedy chcesz". Nie lubiłam przychodzić do tej głupiej szkoły. Nigdy nie uważałam na lekcjach. Nawet W-F miałam gdzieś, choć tylko piłka była mi w głowie. Obojętnie do czego, tylko nie do siatkówki.
         Po lekcjach nigdy nie wracałam od razu do domu, jak każda 9-latka. Biegłam na boisko gdzie zawsze był Michael i Scott. Byli starsi o trzy lata. Nie chodzili do szkoły. Po prostu im się nie chcę. A ja? Ja muszę. Jestem zawożona pod szkołę i pilnowana, czy na pewno weszłam. To się zaczęło od kiedy odstawiłam sukienki, w których byłam bezgranicznie zakochana.
         -Cześć młoda! Jak tam szkoła. - powiedział Scott przybijając mi piątkę.
         -Siema Scott. Cześć Michael. - powiedziała uśmiechając się promiennie.
         -Aż trudno uwierzyć, że taka nadziana, urocza dziewczynka przeszła na ciemną stronę mocy. - westchnął Michael odwzajemniając uśmiech. -Powinnaś dalej zadawać się z tym całym loczkiem. - zaśmiał się.
         -Jak chcesz. Ale dla mnie to zawsze będzie Potter. - dodałam uszczypliwie.
         -Jasne Ginny . - zaśmiał się Scott.
         Rzuciłam moją bluzę na ziemie obok plecaka i z całe siły kopnęłam piłkę prosto do bramki. Po chwili Scotter zrobił dokładnie to co ja, tylko do drugiej bramki.
         -O kurcze! - pisnęłam. -Muszę zmykać. Mam dziś lekcje gry na fortepianie. Beznadzieja. Normalnie wołam o pomstę do boga. - zaśmiałam się. -PA.
         -Narka.
         Szybko pobiegłam w stronę domu. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam Pottera. Szedł sam, więc na pewno będzie się do mnie przyznawał. Nie tak jak dziś przystankiem. Zawsze się na nim spotykaliśmy i śmialiśmy się razem. Wtedy nie traktował mnie jak natrętną smarkulę, tylko jak młodszą siostrę.
         -Cześć, panie Potter. - zaśmiałam się.
         -Cześć Sophie.
         -Czyżby mój ulubiony brat szedł do domu?
         -Tak. Co tam u ciebie?
         -Ojciec jeszcze bardziej mnie nienawidzi odkąd babcia zmarła. - westchnęłam przechodząc na jego stronę ulicy.
         -Tak mi przykro. - powiedział mocno mnie przytulając. -Przepraszam, że wtedy na przystanku nic nie powiedziałem, ale to w końcu moja nowa dziewczyna. A poza tym wiedziałem, że prędzej ty zrozumiesz, bo jesteś od niej mądrzejsza. - powiedział całując mnie w czubek głowy. -Moja biedna siostrzyczka.
         Szczerze, to czasem mi się nie podoba, że tylko siostrzyczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz