wtorek, 5 lutego 2013

Adventure 50 cz.2

       Jednak zgodziłam się, żeby wrócić do show biznesu. Wciąż się bałam, że nie powinnam tego robić. Moje dzieci zostały z opiekunką bo kolega Nialla nie mógł. Nie ufałam tej kobiecie.
       -Pięć minut. - powiedział Kevin.
       Musiałam już iść. Maiłam wyskoczyć z pod sceny. Trochę się bałam bo jeszcze nigdy tak nie robiłam. Stanęłam ostrożnie na wyskoczni i po chwili stałam na scenie i zaczęłam śpiewać jedną z moich najstarszych piosenek. (Together)
        Moi fani zaczęli piszczeć. Poczułam narastającą we mnie siłę. To właśnie jest wynagrodzenie tego, że całymi dniami chodzą za tobą paparazzi. To uczucie które cię przeszywa od palców u rąk do palców u nóg.
*****
         Po koncercie miałam spotkanie z fanami. Dość szybko poszło. Tylko kilka zdjęć, przytulały mnie i pytały jak się czują moje dzieci i Louis. To było bardzo miłe spotkanie.
         Od razu po tym wróciłam do domu. Wbiegłam do pokoju dzieci. Leżały w swoich łóżeczkach i grzecznie spały. Zbiegłam na dół podziękować opiekunce.
         -Świetnie się pani spisała. - powiedziałam szeroko się uśmiechając.
         -Wcale nie. Muszę się do czegoś przyznać. Zgubiłam pani koty. - powiedziała spuszczając głowę.
         Ostatnio jeden z moich kotów zdechł i Louis mi kupił dwa nowe. Były jeszcze zupełnie małe.
         -Jak pani mogła? Zostawiłam pani w opiece dwójkę małych, nawet jeszcze nie potrafiących chodzić dzieci a pani je zgubiła?! - krzyknęłam rozzłoszczona.
         -Muszą być w domu. - odpowiedziała kobieta.
         Zaczęłyśmy szukać. Jednak nigdzie ich nie było. Zadzwoniłam do Marry. Jak zawsze była prawie od razu. Cieszyłam się, że miałam zawsze na kim polegać.
         -Dziękuje Ci, że tak szybko przyjechałaś.
         -Gdzie są Nancy i Tommy? - spytała przerażona.
         -Co? - zdziwiłam się.
         -Mówiłaś, że dzieci zginęły.
         -Tak. Ale miałam na myśli koty. - powiedziałam.
         Marry zaczęła się śmiać.
         -Jejku. Mówiłaś o nich jak o ludziach. - westchnęła chichocząc.
         -Dla mnie nie ma różnicy. - powiedziałam.
         Nie znalazłyśmy tych kotów. Nie miałam żadnych zdjęć. Mogłam ich już nigdy nie zobaczyć.
*****
         Minęło kolejne kilka miesięcy. Był to dla mnie wielki dzień. Dziś Louis miał przyjechać z powrotem do domu. Ale to nie wszystko. Nasze dzieci miały dziś skończyć rok. Rok! Były takie słodkie. Potrafiły już mówić i chodzić. Louis się zdziwi jak to zobaczy.
         Zobaczyłam nadjeżdżający z oddali autobus. To byli oni. Pierwszą osobą która WESZŁA (tak weszła) do autobusu była Ingrid. Wleciała tam niczym rakieta. Po chwili z autobusu wyszedł Louis. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam biec w jego stronę. 
         Rzuciłam mu się na szyje z płaczem. Płakałam ze szczęścia pierwszy raz w życiu. Jeszcze nigdy nie byłam aż taka szczęśliwa? Muszę to jakoś nadrobić.
         Louis pocałował mnie w policzek. Czułam jak dziwny impuls przeszedł mi po nim. Dawno nie czułam się tak kiedy Lou mnie dotykał. Ostatnio czułam się tak... dwa lata temu?
         -Jedziemy do domu? - spytał gładząc mnie po głowie.
         Nie mogłam nic powiedzieć więc tylko przytaknęłam. Szybko byliśmy w domu. Louis był zmęczony więc szybko jechałam.
         -Chcesz jeszcze zobaczyć dzieci? Dawno Cię nie widziały ale Cię znają z telewizji. Często im Cie pokazywałam na zdjęciach. - powiedziałam gdy zdejmował kurtkę.
         -Wręcz muszę je zobaczyć. - powiedział.
         W tym momencie z góry zszedł kolega Nialla.
         -Możesz iść do domu Tom. - powiedziałam uśmiechając się do chłopaka.
         -Dzięki. Pa! - powiedział i praktycznie w tym momencie już go nie było.
         Poszłam z Louisem na górę do pokoju dzieci. Lou patrzył na nie jakby z nutką podziwu i zdziwienia.
         -Urosły. - powiedział.
         Nancy i Tommy odwrócili główki w stronę Louisa.
         -Tata? - spytała dziewczynka.
         -Tak. - powiedział Louis.
         Nancy szybko wstała z podłogi i pobiegła w stronę Lou. Przytuliła go w nogę tak jak mnie zawsze gdy wracałam do domu np. ze sklepu albo próby.
         Lou wziął Nancy na ręce i mocno przytulił. Z taką niezwykłą czułością. Jego oczy błyszczały od łez. Tommy się tylko temu przyglądał. Potrafił więcej powiedzieć niż Nancy ale za to nie potrafił chodzić. Po prostu mu to nie wychodziło.
         Nagle nastąpiło coś nieoczekiwanego. Tommy wstał z ziemi lekko się telepiąc i nieudolnie podbieg do ojca. Pod koniec złapał się jego nogawki żeby nie upaść.
         -Tata. Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytał.
         Po policzku Louisa zaczęła spływać łza. Widziałam, że próbuje zachować zimną krew ale mu to nie wychodzi.
         Tommiego też wziął na ręce.
         -Mówiła, że Cie znają. - powiedziałam szeroko się uśmiechając.
         Louis odłożył je na ziemie. Były zmęczone. Ich małe oczka były zaspane.
         -Tato położysz nas spać? - spytał Tommy.
         -Oczywiście. - odpowiedział Boo Bear.
         To było takie słodkie.
         Poszłam do pokoju poczytać książkę. Po chwili Louis do mnie dołączył.
         -Jest łatwiej je uśpić niż kiedyś. - powiedział chłopak.
         -Wiem. Tommy już nie płacze. - powiedziałam.
        Louis uśmiechnął się szeroko i usiadł obok mnie na łóżku.
        -Nie było mnie prawie rok. Przez ten cały czas musiałem wstrzymywać. - szepnął mi na ucho.
        -Zbok. - powiedziałam odsuwając się do niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz