sobota, 2 lutego 2013

Adventure 50 cz.1

        Była 8 rano. Louis akurat miał wyjechać w trasę koncertową. Było mi bardzo smutno z tego powodu. Bałam się, że nie dam sobie rady z dziećmi. Oczywiście też nie chciałam opuszczać Louisa. Tak bardzo chciałam z nim jechać. Jednak nie mogłam zostawić Nancy i Tommiego.
        -Nareszcie wyjeżdżasz. - krzyknęła szczęśliwa Ingrid.
        -Foch. - powiedział obrażony Niall.
        -Żartowałam. - powiedziała przytulając chłopaka.
        Do oczu naszły mi łzy. Obraz przede mną zaczął się rozmazywać. Louis mocno mnie przytulił.
        -Dlaczego jedziesz teraz kiedy najbardziej Cię potrzebuje? - zapytałam spuszczając głowę.
        -Musze.  Nie chcę ale muszę. - powiedział całując mnie w policzek.
        Zaczęłam mu wypłakiwać się w ramię. Jego wyjazd był ostatnią rzeczą na jaką miałam teraz ochotę.
        W końcu musieli odjechać. Razem z Marry i Ingrid machałyśmy do nich gdy odjeżdżali.
        -Idziemy na kawę? - zaproponowała nam Marry.
        -Dobrze. - powiedziała Ingrid wpatrując się w przestrzeń po autobusie.
        Tylko ja płakałam. Może dlatego, że mnie i Louisa łączyła specjalna więź. Ta więź zwie się wspólne życie. Wchodzi w nią małżeństwo, dzieci i wielka miłość do siebie.
        -Dobry pomysł. Muszę się komuś wygadać. - powiedziałam przestając płakać.
        Pojechałyśmy do najbliższego Starbucksa. W środku praktycznie nikogo nie było. Tylko jakieś dwie plotkujące i śmiejące się dziewczyny. Przypomniała mi się Wiktoria, i co za tym idzie, Daniel.
        -Widziałaś tego chłopaka w pierwszym rzędzie? - powiedziała jedna do drugiej.
        -Mega ciacho! - pisnęła druga.
        Uśmiechnęłam się do siebie. Pamiętałam jak sama tak rozmawiałam z Wiktorią. Nawet chyba w tym Starbucksie. Tak. W tym Starbucksie byłam też na randce z Harrym. Spotkałam ją wtedy.
        Teraz jednak nie miałam już ochoty jej widzieć. Na pewno ma teraz swoje życie. Zupełnie odmienne od mojego. Wyobrażałam je sobie, że teraz na pewno podróżuje ze swoim ukochanym po świecie. Co chwile i tak ma innego ale teraz myśli, że to właśnie ten.
        Też kiedyś tak myślałam o takim jednym. Ale okazał się parszywym zdrajcą. Byłam dla niego tylko przygodą. Lecz teraz jestem mu wdzięczna. Dzięki niemu poznałam Harrego w centrum handlowym. Później w wesołym miasteczku Louisa. Zakochaliśmy się w sobie z Lou na imprezie u Katy jeśli dobrze pamiętam.
        Czasem przeżywałam traumatyczne chwile i było mi ciężko. Ale i tak za nic bym ich nie oddała.
        Dzięki nim jestem teraz na tyle silna, żeby wychować swoje dzieci na ludzi. Porządnych, mądrych ludzi.
        -Chcesz mrożoną kawę? - spytała mnie Marry.
        -Tak. - powiedziałam kiwając głową.
        Zupełnie odpłynęłam. Marry dała mi bilet powrotny na ziemie, wcale nie pytając mnie czy go chcę.
        -Nialla nie ma 15 minut a ja już tęsknie. - powiedziała smutno Ingrid
        -Dasz radę. - powiedziałam kładąc jej rękę na ramieniu u szeroko się uśmiechając.
        Nagle usłyszałam mój dzwonek i szybko odebrałam mając nadzieje, że to Louis.
        -Halo? - powiedziałam do słuchawki.
        -Tu Kevin. Byłem twoim menadżerem. Pamiętasz mnie? - zapytał męski głos.
        Oczywiście, że go pamiętałam. Przeżyłam w jego towarzystwie najbardziej godne zapamiętania chwilę.
        -Tak. Kevin. Jasne. - powiedziałam szeroko się uśmiechając.
        -Moglibyśmy się dziś spotkać? - zapytał.
        -Jasne. Gdzie tylko chcesz. - powiedziałam.
        -Za pół godziny przy Big Benie? - zaproponował.
        -Okej... - powiedziałam choć wiedziałam, ze nie mogę.
        -To do zobaczenia. - pożegnał się i natychmiastowo się rozłączył.
        Dziewczyny patrzyły się na mnie z zaciekawieniem.
        -Kevin. Muszę lecieć. - powiedziałam to co zawsze miałam w zwyczaju mówić gdy kiedyś menadżer mnie wzywał.
        Nie zdążyły nawet zadać mi jednego pytania. Już mnie nie było.
*****
        Gdy dojechałam na miejsce jak zawsze już na mnie czekał.
        -Chcesz znów grać koncerty? - zapytał mnie Kevin.
        -Chcę. Oczywiście, że chcę. Ale nie mogę. - oznajmiłam patrząc na dzieci.
        Kevin spuścił głowę.
        -Nie wiedziałem, że ty też masz...
        -Tak wiem. Kiedyś je zobaczysz. - obiecałam.
        -Możesz je brać ze sobą. Albo Louis. - zaproponował.
        -Nie. To będzie tylko stwarzało problem. - powiedziałam.

1 komentarz:

  1. Fajnie :D podoba mi się jak piszesz



    Zapraszam do mnie, jeśli ci się spodoba to pozostaw po sobie ślad :D

    http://wish-you-were-here1.blogspot.com/

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń