-Louis jesteś już gotowy?! - zawołałam chłopaka.
-Tak! - odkrzyknął i zbiegł na dół.
-Nareszcie. Choć. - powiedziałam i poprowadziłam go za rękę do samochodu.
-Od kiedy gdziekolwiek się spieszysz? - spytał mnie Louis.
-Od kiedy nie wiedziałam moich dzieci przez tydzień. - wyjaśniłam.
-Za mną to chyba nigdy tak nie tęskniłaś. - zaśmiał się Louis.
-Nie marudź tylko jedź! - rozkazałam.
Louis natychmiast ruszył. Wjechaliśmy na drogę główną. Po godzinie jazdy dojechaliśmy. Szybko wysiadłam z samochodu.
-Chodź! - popędzałam go.
-Idę. - zachichotał.
Szybko podbiegłam do drzwi i zapukałam. W drzwiach po chwili ukazała się mama Louisa. Miała na sobie to i była cała usmarowana mąką.
-No cześć słoneczko! Nie mogłam się doczekać aż Cię znów zobaczę! - powiedziała przytulając się do mnie.
-Cześć mamo. - powiedziałam odwzajemniając jej uścisk.
-A ze mną to się już nikt nie przywita! - krzyknął oburzony Louis.
-To choć tutaj! - powiedziała jego mama.
Louis podbiegł do nas i przytulił nas obydwie na raz.
-Ok. Wystarczy. Chcę zobaczyć moje dzieci. - powiedziałam.
-Są w salonie. - powiedziała mi mama Lou.
Szybko pobiegłam do wyznaczonego miejsca. Na wydanie bawili się równie brudni od mąki co bawiące się z nimi Daisy i Pheobe. Zaczęłam się śmiać.
-No co? - spytały mnie dziewczynki.
-Nic. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej.
-Z czego się śmiejecie? - spytał Louis wchodząc do pokoju.
Po chwili jednak chyba zrozumiał bo do mnie dołączył.
Nasz śmiech przerwał czyiś krzyk dobiegający z góry. gdy wbiegliśmy na piętro zobaczyliśmy Felicity z całą ręką pokaleczoną rozbitym szkłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz