piątek, 22 lutego 2013

(Realy) Adventure 55

        Na dworze padało. Wręcz lało. Tęskniłam za dziećmi. Dziś miałam je odebrać z Louisem od ich babci. Byłam taka podekscytowana. Wreszcie miałam je zobaczyć.
        -Louis jesteś już gotowy?! - zawołałam chłopaka.
        -Tak! - odkrzyknął i zbiegł na dół.

        -Nareszcie. Choć. - powiedziałam i poprowadziłam go za rękę do samochodu.
        -Od kiedy gdziekolwiek się spieszysz? - spytał mnie Louis.
        -Od kiedy nie wiedziałam moich dzieci przez tydzień. - wyjaśniłam.
        -Za mną to chyba nigdy tak nie tęskniłaś. - zaśmiał się Louis.
        -Nie marudź tylko jedź! - rozkazałam.
        Louis natychmiast ruszył. Wjechaliśmy na drogę główną. Po godzinie jazdy dojechaliśmy. Szybko wysiadłam z samochodu.
        -Chodź! - popędzałam go.
        -Idę. - zachichotał.
        Szybko podbiegłam do drzwi i zapukałam. W drzwiach po chwili ukazała się mama Louisa. Miała na sobie to i była cała usmarowana mąką.
        -No cześć słoneczko! Nie mogłam się doczekać aż Cię znów zobaczę! - powiedziała przytulając się do mnie.
        -Cześć mamo. - powiedziałam odwzajemniając jej uścisk.
        -A ze mną to się już nikt nie przywita! - krzyknął oburzony Louis.
        -To choć tutaj! - powiedziała jego mama.
        Louis podbiegł do nas i przytulił nas obydwie na raz.
        -Ok. Wystarczy. Chcę zobaczyć moje dzieci. - powiedziałam.
        -Są w salonie. - powiedziała mi mama Lou.
        Szybko pobiegłam do wyznaczonego miejsca. Na wydanie bawili się równie brudni od mąki co bawiące się z nimi Daisy i Pheobe. Zaczęłam się śmiać.
        -No co? - spytały mnie dziewczynki.
        -Nic. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej.
        -Z czego się śmiejecie? - spytał Louis wchodząc do pokoju.
        Po chwili jednak chyba zrozumiał bo do mnie dołączył. 
        Nasz śmiech przerwał czyiś krzyk dobiegający z góry. gdy wbiegliśmy na piętro zobaczyliśmy Felicity z całą ręką pokaleczoną rozbitym szkłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz