poniedziałek, 10 grudnia 2012

Adventure 19

       Wjechaliśmy na podjazd przed domem rodziny Louisa. Byłam zestresowana. Co jeśli nie spodoba im się mój strój? Taką mogą mnie nie zaakceptować. A tak bardzo mi na tym zależało.
        -Zestresowana? - zapytał Louis łapiąc mnie za rękę.
        -Jak myślisz? - wydało mi się, że to było pytanie retoryczne.
        -Być może, że niedługo to będzie twoja rodzina. Czego się boisz? - zapytał z troską.
        -Boje się braku akceptacji. - odpowiedziałam lekko drgając.
        -Moje wszystkie siostry Cię kochają. Maja twoją płytę. Za to moja mama chcę Cię poznać już od dawna. Nie musisz się bać słoneczko. - pocieszał mnie Louis. Chyba najbardziej przekonało mnie to słoneczko bo postanowiłam wyjść z auta.
        W domu pachniało (ku mojemu zdziwieniu) pieczenią. Ktoś właśnie włożył do piekarnika jakieś zwierze. Tylko dlaczego? Przecież w Polsce wigilia jest dniem w którym nie jada się mięsa.
        -Poznajcie Suzan! - krzyknął Lou na cały dom. Z kuchni wyszła jego mama, a z całego domu po przybiegały siostry.
        -Ona jest ładniejsza na żywo, niż w prasie. - westchnęła jego mama.
        -OMG! - powiedziały dwie najstarsze siostry.
        -Nie wierze! To Suzan! Ja mam na imię Charlotte. - powiedziała najstarsza. Zawsze chciałam nazwać córkę tym imieniem.
        -Super. Jak ja i Louis będziemy mieli córkę to nazwiemy ją twoim imieniem. - powiedziałam szeroko się uśmiechając.
        -A ja mam na imię Felicity. - powiedziała druga. Też miała zaskakująco ładne imię.
        -Pani to chyba nie zna brzydkich imion dla córek. - zwróciłam się do mamy Louisa.
        -Najmłodsze to Daisy i Phoebe. Bliźniaczki. - powiedział Lou przytulając swoje dwie najmłodsze siostry.
        -Przepraszam panią, pani Tomilnson. Czy mogła by mi pani powiedzieć gdzie jest łazienka? - powiedziałam tak grzecznie jak tylko mogłam.
        -Nie mów mi pani. Mów mi mamo. Louis mi tyle dobrego o tobie opowiadał. Poza tym dziewczyny chcą chodzić na wszystkie twoje koncerty. Znam Cię na tyle dobrze, że możesz mówić mi  mamo. - powiedziała kobieta. Wzruszyłam się.
        -Łazienka jest na górze. Ostatnie drzwi po prawej. - powiedziała Felicity. Kierując się jej wskazówkami doszłam do łazienki. Tam wyciągnęłam z kieszeni komórkę i sprawdziłam w internecie zwyczaje świąteczne w UK.
        Okazało się, że wszystko jest inaczej niż w Polsce. Tu daniem głównym był indyk. Za to przysmakami były pudding i nadziewane babeczki.
        Gdy wszystko już przeczytałam szybko wybiegłam z łazienki i zbiegłam na dół do rodziny Louisa.
        -Coś się stało? - zapytałam mama Lou.
        -Nie. - powiedziałam.
        Louis radośnie na mnie spojrzał.
        -Jutro po obiedzie idziemy na Boxing Day. Wiesz co to Suzan? - oznajmił Louis. Twierdząco kiwnęłam głową.
        -Ludzie idą do kościoła i w czasie mszy są składane datki które są przeznaczone na biedniejszych mieszkańców. - powiedziałam tak krótko jak tylko potrafiłam.
       -Zuch dziewczyna. - powiedział ojciec Louisa którego wcześniej jakoś nie widziałam.
       Może pomóc pani w przygotowaniu czegoś na jutro? - zapytałam mamę Lou.
       -Nie. Jutro pomożesz przełożyć mi pudding do mniejszych misek i zrobimy wszyscy razem babeczki. - powiedziała kobieta.
*****
       -Zaraz dwunasta. - powiedziała Daisy.
       -Nareszcie. - westchnęła Phoebe. Lekko się zaśmiałam. Za to Louis wybuchł głośnym śmiechem.
       -Nie śmiejemy się dzieciaki tyko spieszymy. Louis, zanieś pudding na stół, a ty skarbie wyjmij z piekarnika nasze wypieki. Niech trochę przestygną. Ja później zaniosę je na stół. - mama (Louisa) mówiła do mnie skarbie. Zachowywała się jakbym naprawdę była jej córką. To było miłe.
       Pobiegłam na górę przebrać się w to. Gdy zeszłam zobaczyła mnie mama (Lou). Jej twarz pojaśniała.
       -Jak ślicznie. - westchnęła.
       -Dziękuję. - powiedziałam onieśmielona.
       -Moje dziewczynki ubierają się w nie wiadomo co. W jakieś obcisłe żółte sukienki. - powiedziała poddenerwowana mama.
       -Niech mama się nie martwi. Zmądrzeją. - powiedziałam przytulając mocno kobietę.
       Zasiedliśmy wszyscy do stołu. Każdy z nas miał na głowie papierową koronę którą wczoraj zrobił. Wydało mi się to trochę zabawne. Jednak była taka tradycja.
       Po kolacji wszyscy wybrali się do kościoła. Wszyscy oprócz mnie i Louisa który naglę źle się poczuł. Chciał żebym z nim została. Dałam mamie dwadzieścia funtów żeby wrzuciła do skarbonki. Kobieta obiecała, że to zrobi.
       -Zrobisz mi herbatę? - poprosił mnie Louis.
       -Jasne. - powiedziałam po czym wstałam z kanapy na której razem siedzieliśmy.
       Gdy herbata była już gotowa przyniosłam ją mojemu Lou. Sączył ją powoli.
       -Mój ty biedaczku. - powiedziałam głaszcząc chłopaka po głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz