-Po-bu-deczka! - obudziłam dziś Louisa tak jak sławny (w Polsce) Niekryty Krytyk. Kiedyś był w radiu.
-Co? - zdziwił się Lou. Byłam jeszcze ubrana w piżamę więc weszłam pod jego kołdrę i zaczełam mu szeptać do ucha. - Wstawaj. Zrobiłam Ci śniadanie do łóżka. Obrałam ci marchewki i pokroiłam je w kostkę. - szepnęłam.
-A kakałko też zrobiłaś? - zapytał otwierając jedno oko.
-Oczywiście. - powiedziałam oburzonym tonem.
-To daj. - powiedział wstając. Podeszłam do szafki nocnej i podałam mu znajdujące się na niej śniadanie. Oprócz marchewek zrobiłam mu jeszcze kanapkę z szynką. Wcinał aż mu się uszy trzęsły (jak mówił mój tata).
-Smakuję? - spytałam chłopaka.
-Bardzo. - powiedział z pełnymi ustami.
-W takim razie będziesz miał za czym tęsknić wyjeżdżając do Paryża. Miasta miłości. - powiedziałam spuszczając głowę.
-Tak samo jak ty miałaś za czym tęsknić wyjeżdżając do Francji i pomagając temu domu dziecka. - powiedział Lou.
-Nie moja wina, że prasa dowiedziała się tego OD CIEBIE. - powiedziałam. Wybuchliśmy śmiechem. Kochaliśmy ze sobą przebywać.
-Mówię Ci. Kiedyś się pobierzemy. - powiedział Louis.
-Czy ja wiem. Suzan Tomlinson. - zamyśliłam się. Ponownie zaczęliśmy się śmiać.
-Ale ja mówię serio. Chyba nawet teraz polecę do jubilera i kupie Ci pierścionek. - powiedział Lou nie przestając się śmiać.
-Fajnie. - powiedziałam.
Louis już zaraz wychodził ja też już byłam prawie gotowa. Już się ubrałam , tak jak ona uczesałam i umalowałam.
-Idziemy bo się spóźnimy. - powiedziałam wyciągając chłopaka z domu za rękę. Oczywiście zamknęłam za sobą drzwi.
Włączyłam radio. Akurat leciała moja piosenka, I do. To chyba był mój ulubiony teledysk. Byłam kobietom która spóźniła się na swój ślub. Nikogo już nie było. Śpiewałam o tym co byłoby gdybym przyszła wcześniej. Były tam co chwile scenki ze ślubu który sobie wyobraziłam. Było dużo zabawy przy kręceniu teledysku bo moim panem młodym był model którego wypromował mój tata. Kiedyś był piłkarzem. No i oczywiście pochodził z polski. Żartowaliśmy sobie z reżysera i mówiliśmy do niego po polsku. To był fajny tydzień kręcenia.
-I don' t came for my wedding, for my wedding. - śpiewał Louis.
-Przestań bo mnie rozpraszasz i nie mogę prowadzić! - powiedziałam śmiejąc się.
-Ale nie przeszedłem nawet do części w której zaczynasz rapować. - mówił dokuczliwie Louis. Faktycznie to była jedyna piosenka w której rapuje.
-Tak rozumiem. Śmieszne. - powiedziała z przekąsem. Chłopak zaczął się śmiać. Za to ja zaczęłam śpiewać.
-Ta ty możesz. - nadymał się chłopak.
-To moja piosenka. - powiedziała śmiejąc się.
Dojechaliśmy w końcu na lotnisko. Nie chciałam go odprowadzać. Z moich oczu zaczęły lać się łzy.
-Przecież niedługo wrócę. - próbował pocieszyć mnie Lou.
-Nie o to chodzi. - powiedziałam płacząc jeszcze mocniej.
-Nie mogę zostać. - tłumaczył Louis.
-Wiem. Idź już! Nie patrz na mnie. - powiedziałam. Byłam pewna, że mój makijaż był w opłakanym stanie.
Nagle z budynku wyszedł Paul.
-Louis, pożegnaj dziewczynę. Musimy już jechać. - powiedział. Był czerwony ze złości.
-Zamknij się ty truskawkowa suko! - wrzasnęłam na menadżera. Był przestraszony.
-Zapomniałem. Suzan Tattersall. Bardzo przepraszam ale musimy już jechać Suzan. - powiedział. Był trochę bardziej spokojny.
-Nie przypominam sobie żebyśmy myli na TY. Masz do mnie mówić na pani. Czyli powinieneś powiedzieć, bardzo przepraszam ale musimy już jechać proszę pani. - poprawiłam mężczyznę.
-Dobrze. Czy mogłaby pani szybciej żegnać się ze swoim chłopakiem? Trochę nam się spieszy. - powiedział trochę grzeczniej.
Nacisnęłam pedał gazu. Samochód ruszył.
-Masz ten polski charakterek. - roześmiał się Louis.
-Zrobimy małe kółeczko, poczekamy aż twój menadżer wyjdzie z siebie i wrócimy. - oznajmiłam.
Znalazłam dla Cb psa Larry, wiem że masz kota ale i tak: http://ciapkowo.pl/6965
OdpowiedzUsuńPozdrawiam AK (Chyba się sama domyślisz) : )
MAM PSA!!!
OdpowiedzUsuń/Larry